Dziennikarze podkreślają, że wyników badań Centrum Kontroli Chorób z Atlanty nie sposób zignorować. Po pierwsze naukowcy potrzebowali aż dziesięciu lat, by dojść do opublikowanych przedwczoraj wniosków. Po drugie swoją pracę finansowali ze środków federalnych, a nie na przykład z budżetu firmy sprzedającej hamburgery, co w oczywisty sposób nasuwałoby podejrzenia o manipulację.
Pracownicy Centrum przeanalizowali karty zgonów ponad dwóch milionów czterystu tysięcy Amerykanów. Okazało się, że otyłość nie powoduje większej śmiertelności pacjentów. Mało tego, w wielu wypadkach nadwaga chroni przed takimi chorobami, jak gruźlica, zapalenie płuc czy rozedma. Jak wynika z badania, otyli pacjenci szybciej powracają też do zdrowia.
Naukowcy podkreślają, że warstwa tłuszczu dostarcza organizmowi niezbędną witalność i wzmacnia odporność. "Oczywiście obżarstwo jest niezdrowe. Jeśli ktoś waży 40 kilogramów więcej niż powinien, z pewnością się rozchoruje. Jednak nasza kultura zbytnio demonizuje zwykłą otyłość" - przekonuje prowadząca badanie Katharine Flegal. Flegal dodaje, że amerykański Departament Zdrowia powinien wziąć pod uwagę wnioski naukowców, być może należałoby też zmienić skalę indeksu masy ciała.
"Pierwszy stopień otyłości mógłby kwalifikować się jeszcze w kategorii masy prawidłowiej" - mówi na łamach brytyjskiego dziennika "The Independent" prof. Elisabeth Barrett-Connor z Uniwersytetu Stanowego w Kalifornii.
Nie wszystkim naukowcom podoba się jednak artykuł w opublikowany w "Journal of the American Medical Association". "Takie badania wprowadzają tylko niepotrzebny zamęt w umysłach Amerykanów. Aby być zdrowym, trzeba być szczupłym" - przekonuje dr Michael Thun z Amerykańskiego Stowarzyszenia Onkologicznego. "Dotyczy to przede wszystkim chorób nowotworowych" - dodaje.