Kiedy we wrześniu 2008 roku rozpoczynał pracę Wielki Zderzacz Hardonów (LHC) mówiło się, że jednym z najważniejszych zadań megamaszyny jest udowodnienie istnienia tzw. bozonu Higgsa. To cząsteczka elementarna, która w początkach isnienia wszechświata miała nadać materii masę i której istnienie postuluje model standardowy (teoria fizyczna opisująca budowę materii).

Reklama

Niestety, Wielki Zderzacz Hadronów, znajdujący się w europejskim ośrodku CERN, zespuł się już po dziewięciu dniach funkcjonowania. Ma zacząć działać dopiero na jesieni.

Może się jednak okazać, że do tego czasu bozon Higgsa zostanie już złapany. Kilka tygodni temu naukowcy amerykańscy, którzy pracują z akceleratorem Tevatron, ogłosili, że mimo że ich maszyna jest znacznie mniejsza pd LHC, to właśnie im uda się udowodnić istnienie boskiej cząsteczki.

>>> Przeczytaj o pościgu za bozonem Higgsa

W zeszłym tygodniu prace w Tevatronie nabrały przyspieszenia. Zbadano już produkty rozpadu zderzeń cząsteczek, którym nadano energię większą niż 160 gigaelektronowoltów i mniejszą niż 114 GeV. Zostało przeanalizowanie przedziału środkowego.

Reklama

Wyniki tych prac mają zostać przedstawione w sierpniu podczas sympozjum naukowego w Hamburgu. Najprawdpodobniej okaże się, że bozon Higgsa nadal wymyka się ludzkiej aparaturze. Ale niekoniecznie. "Naszym zadaniem nie jest wykluczenie, gdzie bozonu Higgsa nie ma, ale znalezienie go" - mówi Dmitri Denicos, szef Fermilabu, który zarządza Tevatronem.

Jak podsumował wiadomość New Scientist, jeśli bozon Higgsa ma jakieś fanki, niech te lepiej rezerwują już loty do Hamburga.