Zaledwie kilka lat temu firmy farmaceutyczne zdały sobie sprawę, że w terapii niektórych schorzeń dobieranie leków do rasy pacjenta jest koniecznością.

Badania wykazywały bowiem, że istnieją substancje wpływające w różny sposób na Azjatów czy Afroamerykanów. Tak jest na przykład z popularnymi środkami na nadciśnienie tętnicze, tzw. inhibitorami IKA, do których należą m.in. captopril czy enalapril.

W Stanach Zjednoczonych na dodawanych do każdego opakowania ulotkach umieszczono informację o tym, że są mniej skuteczne w leczeniu osób rasy czarnej.

Problem z Afroamerykanami polegał na tym, że bardzo długo nie prowadzono znaczących badań klinicznych ich udziałem. Dopiero w 2005 roku zarejestrowano w Stanach Zjednoczonych pierwszy w historii lek "etniczny" - środek nasercowy o nazwie BiDil.

Niemal 20 lat wcześniej zrezygnowano z wypuszczenia go na rynek, bo testy prowadzone wśród białych wykazały jego małą skuteczność. Dlaczego? Otóż, ludzie odmiennych ras różnią się między sobą pod względem fizjologii. Dopiero na początku XXI wieku firma farmaceutyczna NitroMed odkryła, że u białych niewydolność serca ma inne podłoże niż u czarnych.

U Afroamerykanów to skutek długotrwałego nadciśnienia tętniczego, u osób rasy kaukaskiej (białej) - zwężenia tętnic lub zawału serca. Co więcej, okazało się, że ściany naczyń krwionośnych Afroamerykanów zawierają mniej tlenku azotu - a właśnie na tą substancję działa nowy lek. Efekt? U osób rasy czarnej BiDil bardzo efektywnie usprawnia pracę naczyń krwionośnych i odciąża serce.









Reklama

To zapewne nie koniec "etnicznych" leków. Lekarze myślą już o specjalnych kuracjach dla Portorykańczyków, którzy częściej niż inne narodowości zapadają na astmę. W planach koncernów farmaceutycznych są też medykamenty dla czarnych mieszkańców Karaibów i Hindusów, którzy są bardziej niż inni narażeni na udar czy mężczyzn z Azji południowo-wschodniej szczególnie podatnych na anginę i atak serca.

Wydaje się, że cel jest zbożny i ta forma rasizmu naprawdę ma sens. Niektórzy genetycy mają jednak wątpliwości.

"Dla leniwych naukowców przynależność rasowa to sposób na znalezienie genetycznych różnic wśród ludzi" - uważa prof. Mark Johnson z De Montfort University w Leicester. "Różnice w genomie są niekoniecznie dostrzegalne gołym okiem".

Naukowcy z University of Glasgow udowodnili na przykład, że tylko w obrębie rasy kaukaskiej istnieją znaczące różnice w podatności na leki. Ta różnorodność bierze się z genów.

"Nasze badania wskazują, że region chromosomu 2. u niektórych osób może zawierać geny odpowiedzialne za formę nadciśnienia, której nie da się leczyć popularnymi specyfikami, takimi jak inhibitory IKA i beta-blokery, np. propranolol czy atenolol" - twierdzi dr Sandosh Padmanabhan z University of Glasgow, który wśród ponad 2 tysięcy przebadanych osób z ciężkim nadciśnieniem znalazł 89 par rodzeństw nie reagujących na inhibitory IKA i beta-blokery. "Te odkrycia przybliżają nas do terapii dedykowanych konkretnym pacjentom, którzy w przeciwnym wypadku są narażeni na bezskuteczne leczenie - mówi dr Padmanabhan.

Tworzenie indywidualnych terapii powinna przyspieszyć opracowana właśnie przez uczonych mapa najważniejszych różnic w ludzkim genomie. Większość z nich to niewielkie "literówki", czyli zmiany pojedynczego nukleotydu w DNA, stanowiące zaledwie 0,1 proc. naszych genów. Grupują się one w rodziny nazywane haplotypami (stąd nazwa HapMap, którą nadano przedsięwzięciu).

Tych drobnych różnic w DNA naliczono do tej pory 10 milionów, jednak tylko 300 tysięcy z nich w znaczący sposób oddziałuje na naszą genetyczną podatność na rozmaite choroby.

Niektóre mutacje genetyczne pojawiają się tylko na pewnych obszarach geograficznych, jak np. występująca niemal wyłącznie u czarnych Afrykanów odporność na malarię. Dzięki HapMapie zidentyfikowano defekt genetyczny zwiększający ryzyko zachorowania na związaną z wiekiem degenerację plamki żółtej oka, która prowadzi do zaburzeń widzenia lub nawet ślepoty.

Trwają również poszukiwania genów odpowiedzialnych za inne schorzenia, m.in. nadciśnienie tętnicze, cukrzycę, chorobę Alzheimera, nowotwory czy schizofrenię. Naukowcy już teraz, cieszą się na myśl o wielkich badaniach przesiewowych, które mogłyby wykazać jakie mamy prawdopodobieństwo zachorowania na te przypadłości.
















Niebieskie i różowe pastylkiNie działają na ciebie standardowe leki przeciwbólowe? Być może zażywasz pastylki nie służące twojej płci. Badania z ostatnich lat pokazują, że niektóre środki inaczej działają na kobiety, a inaczej na mężczyzn.

Naukowcy z brytyjskiego Uniwersytetu w Bath odkryli, że kobiety są bardziej podatne na ból, przeżywają go głębiej i częściej.

Wydaje się nawet, że kobiece ciało jest bardziej wrażliwe na ból niż męskie - to wnioski z ankiet wypełnianych przez pacjentów kilku brytyjskich szpitali.

Aby się dowiedzieć, jak to wygląda w praktyce, badacze przeprowadzili nietypowy eksperyment. Biorący w nim udział ludzie mieli zanurzać ręce raz w ciepłej, raz w lodowatej wodzie i oceniać stopień odczuwanego przy tym bólu. Okazało się, że panie mają niższy niż panowie próg odporności na cierpienie.

Z kolei badania prowadzone przez amerykańskich naukowców z Uniwersytetu Stanu New Jersey pokazały też, że panów przed bólem chroni męski hormon płciowy, testosteron, który skutecznie tłumi nieprzyjemne odczucia z tym związane.

To dzięki temu - przekonuj badacze - mężczyźni z wysokim poziomem testosteronu mają podwyższony próg odczuwania bólu. Naukowcy podejrzewają, że testosteron wywiera wpływ na produkcję enkefalin, naturalnych związków przeciwbólowych. Niestety, kobiet ewolucja nie wyposażyła w tak doskonały mechanizm ochronny.