Zmiany wydają się być skoordynowane od ogólnych zasad po drobne szczegóły. Przykładowo wprowadzenie minimalnej ogólnej liczby godzin przeznaczonych na realizację podstawy programowej z poszczególnych obowiązkowych zajęć edukacyjnych w całym cyklu kształcenia gimnazjalnego (co jest zasadniczą zmianą wobec dotychczasowych godzinowo – tygodniowych planów nauczania) jest spójne z konsekwentnym wprowadzaniem procesu bolońskiego w szkolnictwie wyższym. Z procesem bolońskim ma także wiele wspólnego wprowadzenie przez Ministerstwo Edukacji Narodowej przejrzystego systemu kwalifikacji oraz elastycznego systemu egzaminów zawodowych.

Reklama

Z drugiej strony zarówno w szkolnictwie wyższym, jak i w edukacji na niższych poziomach, wprowadza się ułatwiającą życie elektronizację obiegu dokumentów. Prowadzenie dzienników lekcyjnych w wersji elektronicznej (między innymi ułatwiające dostęp rodziców do informacji o dzieciach) ma swój odpowiednik w proponowanym w założeniach zmian w prawie szkolnictwa wyższego elektronicznym indeksie.

Za idącą w dobrym kierunku zmianę uważam potraktowanie czasu nauki w gimnazjum oraz w szkole ponadgimnazjalnej jako okresu spójnego programowo, a nie – jak dotąd – jako dwóch odrębnych okresów kształcenia. Pozwoli to na pogłębienie wiedzy i uniknięcie powtarzania tematów.

Z pozoru drobną zmianą, ale mającą dalekosiężne skutki jest przywrócenie obowiązkowego egzaminu maturalnego z matematyki. Daje on nadzieję na to, że powstrzymany zostanie obniżający się od lat poziom przygotowania kandydatów na studia techniczne i ekonomiczne.

Reklama

Ze zmian proponowanych (i przyjętych przez Rząd) w zakresie prawa szkolnictwa wyższego wyróżniłbym rzecz z pozoru drobną, ale mającą fundamentalne znaczenie. Jest nią odejście od państwowego dyplomu ukończenia uczelni wyższej. Wprowadzenie dyplomu sygnowanego przez uczelnię i opatrzonego godłem uczelni da wyraźny sygnał, kto odpowiada za jakość kształcenia. Dotąd taką odpowiedzialność formalnie ponosił minister. Warto tu wspomnieć, że w skali międzynarodowej dyplomy „uczelniane” są regułą. Brak takiego rozwiązania w prawie polskim prowadzi między innymi do problemów z wydawaniem dyplomów wspólnych dwu uczelni: polskiej i zagranicznej.

Inną istotną zmianą jest uelastycznienie oferty kierunkowej dla wybranych uczelni, to znaczy możliwości konstruowania własnych programów nauczania. Z punktu widzenia dotychczasowych zwyczajów i przepisów to rewolucja, ale osobiście traktuję to jako wstęp do dalszej liberalizacji prawa.

Te i inne rozwiązania (np. zniesienie wymogu zatwierdzania regulaminów studiów i statutów uczelni przez ministra) zwiększają autonomię uczelni istotnie ograniczaną dotychczas przez obowiązującą ustawę.

Za zaniechanie uważam natomiast odstąpienie od - dyskutowanej w czasie kampanii wyborczej – propozycji wprowadzenia bonu edukacyjnego. Ale jego wprowadzenie wymaga głębokich zmian w całym systemie finansów publicznych.