MEN zaczynało nieco nerwowo, z licznymi projektami poważnych zmian, ale stopniowo porzucona została idea kolejnej reformy szkolnictwa, których próby podejmowano zdecydowanie za często, natomiast udało się zrealizować kilka istotnych projektów. Bardzo mi się podoba projekt edukacji szkolnej dla sześciolatków, bo w Polsce licea kończą ludzie dziewiętnastoletni, co jest nonsensem. Podobają mi się również zmiany w minimach programowych, które zdecydowanie zwiększają swobodę nauczycieli. Natomiast nie podoba mi się system matury państwowej. Wiem, że ministerstwo też zdaje sobie sprawę z jego ułomności i – być może – w ciągu dwóch lat nie dało się go zmienić, ale zasadniczy projekt zmiany jest niezbędny. Tym bardziej, że projekt został wprowadzony bez porozumienia ze szkołami wyższymi i dalej takiego porozumienia brak, co niesłychanie utrudnia dobór młodzieży na studia.

Reklama

Polepszyła się sytuacja materialna i emerytalna nauczycieli, chociaż nie na tyle, na ile jest to niezbędne. Ale to jest dramatyczny problem wszystkich demokracji, które zawód nauczyciela traktują bez należytego szacunku, jakby zapominały, że od jakości nauczycieli zależy jakość obywateli. Wszędzie nauczyciele bardzo marnie zarabiają i poza „misjonarzami” do zawodu tego idą tylko najgorsi.

Natomiast nieustające zdumienie budzi działalność Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego i Nauki. Najpierw odrzucono bardzo daleko już posunięty projekt zmiany odpowiedniej ustawy, jakby wszystko co wynegocjowano w czasach PiS-u było nie do przyjęcia. A to był pozytywny wyjątek. Potem ministerstwo czy też pani minister zarzucali nas (czyli wyższe uczelnie) kolejnymi pomysłami, których tylko minimalna część weszła (i na szczęście ) w życie. Próbowano skasować habilitację, utworzyć jakiś nowy typ profesorów, a teraz odrzuca się udział Konferencji Rektorów w reformowaniu szkolnictwa wyższego. Wreszcie nierozsądne są preferencje dla kierunków rzekomo potrzebnych gospodarce, bo kształcenie studenta trwa 5-6 lat i nikt nie wie, co będzie potrzebne za ten czas.

Równocześnie ministerstwo nie potrafiło rozwiązać, a czasem nawet nie podjęło wielu zasadniczych spraw: nierówności szkół wyższych oraz skandalicznego często poziomu szkół niepublicznych (chociaż niektórych publicznych także). Można naturalnie uznać, że jest to taki sam rynek jak każdy inny, ale nie jest to moralne, gdyż mamy do czynienia z często nieświadomą jeszcze młodzieżą i z licznymi oszustwami lub pół-oszustwami. Zaś ostatnio wprowadzane pomysły płacenia za podjęcie drugiego kierunku studiów także wpłyną na obniżenie poziomu uczelni. Przecież wystarczy – i tak jest obecnie – zezwalać na drugie studia tylko tym, którzy maja wysokie oceny. Niepotrzebnych nonsensów jest wiele, a co najgorsze ostatnio słychać, że nowa ustawa o szkolnictwie wyższym ma lada chwila stanąć pod obrady rządu. Daj Boże, że rozrywki z jednorękimi bandytami spowodują odłożenia jej ad acta.

Reklama