Nie ma żadnej gwarancji, że aprecjacja złotego będzie trwała dalej. Tym bardziej że przyjęliśmy zasadę płynnego kursu. A to z kolei zmusza nas do reagowania, również ze względu na uwarunkowania zewnętrzne i otoczenie zagraniczne. Przekonanie, że drugiego progu ostrożnościowego nie przekroczymy dlatego, że złoty się umocni, ma bardzo wątłe podstawy.

Migające czerwone światło

Istota problemu nie polega bowiem na kursie złotego, tylko na strukturalnym deficycie sektora finansów publicznych. Ten zbliża się do drugiego progu ostrożnościowego 55 proc. A gdyby dokładnie policzyć cały deficyt sektora publicznego tak, jak przyjmuje to Komisja Europejska, to już został on na pewno przekroczony. I wynosi dziś ponad 55 proc. Według metodologii krajowej Polska tego progu nie przekroczyła tylko dlatego, że po prostu inaczej liczymy dług sektora publicznego. Oczywiście, to wolno nam czynić. Wrogi ostrożnościowe sami sobie skonstruowaliśmy. Miały być sygnałem ostrzegawczym, że w finansach publicznych dzieje się źle. I skoro tak jest, to trzeba podjąć szybkie działania.



Reklama

Dane za 2009 rok i plan budżetowy na rok bieżący ukazują zły stan finansów publicznych. Według obliczeń Międzynarodowego Funduszu Walutowego (zresztą i samego ministra finansów) dług sektora publicznego przekracza 7 proc. PKB. Na Węgrzech w takich warunkach otwarcie mówiło się już o poważnym kryzysie. Postępował gwałtowny spadek zaufania do państwa. Dziś w Polsce progi ostrożnościowe są niczym czerwone lampki ostrzegawcze. Fatalnie, że minister finansów nie reaguje natychmiast na te sygnały.

Rząd nic nie zrobi

Kryzys sektora finansów publicznych będzie trwał dalej. Bo choć plan konsolidacji sektora publicznego został wysłany do Komisji Europejskiej, to jednak ani w tym, ani w przyszłym roku, rząd tej konsolidacji nie zamierza prowadzić. W tym roku deficyt sektora publicznego ma wynieść 6, 9 proc. PKB. W ubiegłym roku było to 7, 2. W przyszłym roku ma wynieść 5, 9 proc. PKB. Jest to więc niewielka zmiana. Jeżeli do tego dołożymy dane, jakie publikuje MFW, to nawet w 2012 roku deficyt wyniesie 5,75 proc. PKB.



To zdecydowanie więcej, niż zakłada obecnie minister finansów. Nie wiedzieć czemu, pan Rostowski uważa, że dzięki jego zabiegom w 2012 r. deficyt spadnie dwukrotnie do 2, 9 proc. PKB. Nie wskazuje jednak, jak to zrobi. Nie przedstawia programu, który zakładałby jednoczesny wzrost dochodów podatkowych, nie wspomina o planach redukcji wydatków budżetowych. Bo to, o czym mówił dotychczas w dokumentach, m.in. w planie konsolidacji, to są wszystko drobne zmiany. Przyniosą, w optymistycznym wariancie, kilka miliardów złotych oszczędności. Zaproponowane w planie konsolidacji wprowadzenie kas fiskalnych dla lekarzy i prawników czy centralizacja rachunków budżetowych to niewystarczające działania. Proponowane zmiany rządowe, które rzeczywiście przyniosą oszczędności, jak na przykład podniesienie wieku emerytalnego, dadzą efekty w długim okresie czasu, po 2012 r. Stąd o wiele bardziej wiarygodny w swoich obliczeniach odnośnie skali deficytu w 2012 r. jest MFW, a nie minister Rostowski.

A co za tym idzie? Brak stabilności finansów publicznych, słabnące zaufanie inwestorów do państwa i konieczność podwyższenia oprocentowania skarbowych papierów wartościowych ze wszystkimi tego konsekwencjami dla wzrostu obsługi długu publicznego.

Nieuzasadniony optymizm

Założenie, że w 2012 r. Polska wyjdzie z kryzysu, jest stanowczo zbyt optymistyczne. Obecne tempo wzrostu gospodarczego nie gwarantuje istotnej poprawy wpływów podatkowych państwa. Czyli powiększenia strony dochodowej budżetu. Dopiero wzrost PKB powyżej 4,5 umożliwiłby szybszy wzrost dochodów podatkowych, który zmniejszałby deficyt sektora finansów publicznych. Jednak tych 4,5 proc. długo jeszcze nie osiągniemy. Dlatego grozi nam stabilizacja wysokiego deficytu.



Przypomnę, że przekroczenie progów ostrożnościowych oznacza, zgodnie z ustawą o finansach publicznych, zobowiązanie do niepowiększania deficytu budżetowego. Powinno to skutkować podnoszeniem podatków, obniżaniem wydatków z budżetu. Jednak rząd przyjął inną taktykę, podporządkowaną zbliżającym się wyborom. Prowadzi politykę astronomicznej, taśmowej emisji skarbowych papierów wartościowych. Bagatelizuje przyrost zadłużenia sektora finansów publicznych. Wybory rzutują na politykę ministra finansów. To zaowocuje stagnacją i astronomicznym wzrostem deficytu. To nieuczciwa strategia, bo działania powinny być podjęte już teraz. I realizowane stopniowo, a nie gwałtownie, po fali wyborów, czyli najpewniej w 2012 r.

Konieczne oszczędności wprowadzane w 2012 r. dotkną całe społeczeństwo, obniżą poziom życia i konsumpcji zbiorowej. Tego się nie da uniknąć. Tym bardziej więc plany podatkowe i redukcji wydatków powinny zostać zawarte w najbliższej ustawie budżetowej. Tego bezskutecznie domaga się od nas Komisja Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

Autor jest profesorem SGH, członkiem Rady Polityki Pieniężnej