Ponadto redukcja zwiększa, a nie zmniejsza ryzyko jej użycia, słabnie bowiem straszak masowej zagłady. Stałym elementem zimnowojennych doktryn była groźba unicestwienia przeciwnika. Ktokolwiek pierwszy odpaliłby atomową salwę, druga strona i tak miałaby dość rakiet, by zetrzeć go z powierzchni. Gwarancją równowagi były tysiące głowic nuklearnych.

Reklama

Gdyby – załóżmy – liczba środków przenoszenia i głowic w USA oraz Rosji spadła do kilkudziesięciu, odpalenie pierwszej salwy przez jeden z tych krajów nie pociągałoby automatycznie jego zagłady w odwecie. Mało tego, rozbrojone supermocarstwo stałoby się łatwiejszym celem dla atomowych nuworyszy.

Rozbrojenie nuklearne świetnie sprzedaje się w politycznym PR, ale niekoniecznie czyni świat lepszym. Limit zaakceptowany w Pradze daje wciąż wystarczającą siłę odstraszania, ale Obama zapowiedział budowę świata bez atomu, będzie zatem parł do dalszych redukcji, a to może skończyć się źle, ponieważ inni wcale nie zamierzają iść w ślady Ameryki.