Trudno oszacować skutki finansowe powodzi, ale bez wątpienia suma opisanych powyżej wydarzeń przełoży się na nieco niższe tempo wzrostu PKB. Można bardzo wstępnie szacować, że wzrost gospodarczy z powodu wszystkich tych zjawisk może być o blisko 0,2 - 0,3 punktu procentowego niższy. Równocześnie w obliczu głębokiego kryzysu strefy euro i ryzyka zarażenia innych krajów południa Europy Polska musi udowadniać światu, że jej finanse publiczne są w nieporównywalnie lepszym stanie niż zagrożonych krajów PIGS.

Reklama

W takim trudnym okresie, w jakim obecnie jesteśmy, zasadnicze pytanie dotyczy skuteczności władzy publicznej. Musi ona działać na kilku frontach naraz, nie może skupić się wyłącznie na rozwiązywaniu jednego problemu. Ważne, by działania te były przemyślane i systemowe, a nie ad hoc. Stąd też tak istotne, by nie ulegać presji chwili i brać pod uwagę szerszy kontekst wydarzeń. Chodzi mi o pomysły wprowadzenia autopoprawki budżetowej, która, jak rozumiem intencje wnioskodawców, miałaby zwiększyć deficyt w celu pomocy dla terenów zalanych powodzią. Bez wątpienia pomoc jest potrzebna, i to szybka, ale może być ona tylko taka, jakie są możliwości finansowe państwa. Na szczęście w tym roku dochody budżetowe wraz z zyskiem z NBP będą wyższe niż wcześniejsze prognozy. Ale co najważniejsze w kontekście powodzi - to aby brać pod uwagę przy wszystkich decyzjach kontekst międzynarodowy. Obecnie kolejne kraje przedkładają pakiety ograniczające wydatki państwa i podnoszące podatki po to, aby obniżyć deficyty i zahamować narastanie długu publicznego. My nie możemy iść w drugą stronę. Jak dotychczas udało nam się udowodnić, że polski deficyt będzie malał, a dług nie wzrośnie ponad 55 proc. w tym roku. Takie przekonanie musi zostać utrzymane.

Drugą kwestią są interwencje na rynku walutowym. Słaby złoty to efekt znanej zależności: inwestorzy wyprzedają swoje aktywa na rynkach wschodzących, lokując je w bezpiecznych papierach skarbowych rządu USA czy Niemiec. W zeszłym tygodniu w obliczu kolejnej fazy paniki na rynkach, która nastąpiła po tym, jak rząd Niemiec z zaskoczenia i bez konsultacji z innymi krajami wprowadził zakaz krótkiej sprzedaży, polski rząd zdecydował się zainterweniować w obronie złotego. W czwartek po tym, jak w ciągu jednego dnia złoty osłabiał się o 13 groszy, Bank Gospodarstwa Krajowego sprzedał posiadane euro, umacniając w ten sposób polską walutę. Interwencja była skuteczna, złoty chwilę później umocnił się do poziomu 4,16 za euro, a dziś kurs złotego jest w pobliżu 4,11 za euro. A jeszcze 9 kwietnia NBP interweniował w celu osłabienia złotego przy poziomie 3,85 za euro. Mam nadzieję, że polityka interwencji jest ściśle koordynowana pomiędzy NBP i Ministerstwem Finansów. Nie jest to do końca jasne, bo gdyby tak było, to przecież NBP nie powinien sprzeciwiać się przedłużeniu linii kredytowej z MFW. W wyniku tych działań powstał korytarz interwencji: 3,85 - 4,20, który rynek finansowy będzie zapewne pewnego dnia chciał przetestować. Ważne, aby żadne konkretne poziomy nie były bronione, aby interwencje były niespodziewane. I na koniec, mam nadzieję, że strategia interwencji jest przemyślana i dobrze przygotowana, bo jak zaczęło się grać z rynkiem finansowym, to już łatwo nie da się skończyć.

Władza publiczna musi być skuteczna i odpowiedzialna. Musi podejmować decyzje, które czasami są sprzeczne z presją chwili, ale są korzystne w dłuższym okresie. Tak, moim zdaniem, powinniśmy ocenić skuteczność państwa

* Ryszard Petru jest głównym ekonomistą BRE Banku

Reklama