Kilkanaście lat temu Banksy był jednym z wielu grafficiarzy - wandali, który mażą po murach. Teraz jest najsłynniejszym na świecie artystą graffiti, gwiazdą sztuki ulicy. Dziś w londyńskiej galerii The Hospital zamyka się głośna wystawa Banksy’ego, na której jego prace zestawiono z dziełami mistrza pop artu - Andy Warhola.

Anonimowość to image
Sukces Banksy’ego to paradoks: jest bajecznie sławny - i anonimowy. Podobno nazywa się Banks. Robert Banks. Niemal na pewno jest Anglikiem. Być może pochodzi z Yate pod Bristolem. Urodził się chyba w 1974 roku. Mówi się, że uczył się na rzeźnika, ale pod koniec lat 80. wciągnęła go w Bristolu scena graffiti. Podobno, chyba, być może - jednak nie na pewno, bo tożsamość Banksy’ego jest najlepiej nagłośnioną medialnie tajemnicą współczesnej sztuki.


Reklama

Dla artysty ulicy, którego sztuka w świetle prawa jest nielegalna, anonimowość to konieczna przykrywka: zapewnia możliwość działania i bezkarność. Ale w wypadku Banksy’ego od dawna chodzi o coś więcej. Anonimowość to image Banksy’ego. "W dzisiejszych czasach wszyscy chcą być sławni. On pozostaje anonimowy. To wspaniałe" - entuzjazmuje się Brad Pitt, jeden z wielu fanów oraz kolekcjonerów artysty. Banksy nie uczęszcza na własne wernisaże, nie daje się złapać na gorącym uczynku, kiedy maluje mury. Nie istnieje żadna bezsprzecznie potwierdzona fotografia Banksy’ego.

Jest stałym bohaterem brytyjskich tabloidów, tropi go mała kompania reporterów, ale twarzą w twarz rozmawiało z nim zaledwie kilka osób. Banksy właściwie nie istnieje, lecz - co umyka Bradowi Pittowi - sławie artysty służy to doskonale. Anonimowość okazuje się marketingowo o wiele bardziej nośna niż jakakolwiek tożsamość.

W do bólu zinstytucjonalizowanej przestrzeni sztuki Banksy wskrzesza romantyczny mit artysty. Jest niewidzialną ręką sztuki. Pojawia się pod osłoną nocy, by zostawić na murze kolejne graffiti. Atakuje w biały dzień, w przebraniu zakrada się do szacownych muzeów, by między bezcenne eksponaty podrzucić kukułcze jajo: przerobiony obraz lub spreparowany zabytek. To działa; przy Banksym artyści, którzy po bożemu realizują projekty w galeriach, wydają się po prostu nudni.

Przeciw Systemowi
Banksy, jak przystało na Robina Hooda współczesnej sztuki, smaga biczem krytyki bogatych i uprzywilejowanych. Jego przekonania można opisać jako anarchistyczne; jak większość street arterów jest antagonistą najszerzej pojętego Systemu. Jeden z murali Banksy’ego przedstawia chuderlawego, nieletniego mieszkańca Trzeciego Świata, który ciągnie rykszę: pasażerowie to para uśmiechniętych białych spaślaków w koszulkach z napisem "Feed the world".


Nadlatujące na widza najeżone rakietami helikoptery bojowe ozdobione są różowymi kokardkami i napisem "Miłego dnia". Poczucie humoru Banksy’ego bywa bardzo czarne: w pewnym muralu wykorzystał słynne zdjęcie z Wietnamu z poparzoną napalmem dziewczynką. W wersji Banksy’ego nagą, płaczącą z bólu i przerażenia ofiarę wojny prowadzi za ręce z jednej strony uśmiechnięty klown z McDonald’sa, z drugiej równie uchachana Myszka Miki.

Polityczne graffiti nie jest niczym nowym, ale Banksy przebija kolegów po fachu rozmachem i precyzją działania. W 2005 roku pojawił się w Izraelu, żeby wykonać serię malowideł na niesławnym "wielkim murze" oddzielającym okupowane terytoria na Zachodnim Brzegu Jordanu od reszty kraju. Angielski artysta namalował iluzjonistyczne murale - palestyńskich chłopców, którzy wybijają dziury w murze i drążą podkopy, przystawioną do zapory drabinę, wyłom, przez który widać niebiańską plażę. Akcja trafiła w sam środek gorącej dyskusji o polityce rządu izraelskiego.

Artysta bez twarzy potrafi wystrzelić z armaty naprawdę grubego kalibru - np. wyeksponować żywego słonia, jak na wystawie "Barely Legal" zorganizowanej w opuszczonym magazynie w Los Angeles. Słoń miał na imię Tai; Anglik pomalował go w różowo-złoty wzorek - ten sam deseń miały tapety, którymi wyklejono ściany pomieszczenia. "Słoń w pokoju" miał być alegorią stosunku sytych społeczeństw Zachodu do globalnych problemów. Obrońcy zwierząt podnieśli alarm i zorganizowali protesty, nie zrazili jednak publiczności, która na wejście na wystawę czekała w kolejce wijącej się przez kilka przecznic.

Reklama

Banksy nie jest jednak niewolnikiem wielkiej skali. Do jego ulubionych motywów należą szczury. Artysta maluje je na murach, w skali niewiele większej od naturalnej. Szczury, niczym miejscy partyzanci, wyzywająco patrzą na przechodniów i celują do nich z puszek z farbą w sprayu. Innym powtarzającym się tematem są małpy: jedno z graffiti przedstawia smutnego szympansa z podpisem: "Możesz się teraz śmiać, ale pewnego dnia ja będę górą".

Bombardowanie dywanowe
Banksy jest górą już dzisiaj. W historii sztuki ulicy nie było nigdy artysty tak głośnego - i tak drogiego. Ceny jego prac zwyżkują szybciej niż ceny ropy w trakcie kryzysu na Bliskim Wschodzie. W 2006 roku Christina Aguilera kupiła królową Wiktorię przedstawioną przez Banksy’ego w pieprznej scenie jako sado-maso lesbijkę. Piosenkarka zapłaciła 25 tys. funtów za oryginalny szablon i dwie odbitki.


Aguilera nie jest jedyną celebrity wśród fanów Banksy’ego; na prace artysty polują Brad Pitt, Angelina Jolie i Jude Law. Nic dziwnego, że Banksy bije co chwila aukcyjne rekordy. W październiku 2006 zestaw obrazów przedstawiających Kate Moss poszedł w Sotheby’s za ponad 50 tys. funtów. Wkrótce potem szablon i odbitki graffiti przedstawiającego emerytów grających w kręgle bombami sprzedały się już za 100 tys.

Praca zatytułowana była "Bombing Middle England". "Bombardować" to w slangu street arterów tyle, co malować na murze graffiti. Bombardowanie, które przeprowadza Banksy, jest doprawdy dywanowe; obecnie na pierwszoligową pracę dywersanta sztuki 100 tys. funtów nie wystarczy - trzeba mieć dwa razy tyle.
"Wciąż nie mogę uwierzyć, że wy durnie kupujecie to gówno" - komunikat takiej treści pojawił się na internetowej stronie Banksy’ego po aukcji pracy "Bombing Middle England". Świat rzeczywiście oszalał na punkcie Banksy’ego. Dlaczego?

Ten sukces to kombinacja kilku skądinąd pospolitych elementów i oczywiście kwestia proporcji, w jakich są zmieszane. Kiedyś marzyło się o sztuce dla mas; Banksy tworzy taką sztukę, a nawet robi więcej: jego prace są nie tylko dla mas, ale dla wszystkich. Satyryczne koncepty Banksy’ego są błyskotliwe, ale proste i zrozumiałe dla każdego, również dla tych, którzy na wystawach współczesnej sztuki czują się zagubieni. Z drugiej strony artysta jest wystarczająco zadziorny i przewrotny, aby mieć po swojej stronie „wykształciuchów”, włącznie z krytyką artystyczną. Banksy podoba się także dlatego, że ubiera w kostium rewolucyjnej akcji przekonania elit: w końcu kto spośród nich lubi wielkie korporacje i globalny drapieżny kapitalizm? Kto lubi Busha i mur na Zachodnim Brzegu? Kto popiera wojnę?

Artystyczny kaskader
Ton brzmiący w graffiti Banksy’ego słuchać u wielu innych artystów ulicy. Jednak dopiero Banksy zdołał zrobić z graffiti - działalności oryginalnie offowej - medialny show. Malarz podbija publiczność jako artystyczny kaskader. W londyńskim zoo wlazł do wybiegu dla pingwinów i namalował napis: "We’re bored of fish" ("Znudziły nam się ryby"). W zoo w Bristolu w wybiegu dla słonia napisał: "Chcę wyjść. Tutaj jest za zimno. Dozorca śmierdzi. Nuda. Nuda. Nuda". Do kalifornijskiego Disneylandu podrzucił dmuchaną lalę przebraną w strój więźnia z Guantanamo.


Podrzucanie artystycznych wirusów do różnych instytucji to druga, po malowaniu murów, ulubiona taktyka Banksy’ego. W maju 2005 w British Museum zawisło dodatkowe malowidło naskalne. Przedstawia grupę ludzi pierwotnych polujących na... wózek z supermarketu. Kustosze stanęli na wysokości zadania i zamiast usunąć "zabytek", włączyli go do kolekcji, dodając tabliczkę ze stosownym podpisem.

Banksy z upodobaniem produkuje pastisze słynnych dzieł sztuki - np. kopie klasycznych pejzaży, w których pojawiają się niepokojące szczegóły: wrzucony do stawu wózek z supermarketu albo policyjna taśma odgradzająca miejsce zbrodni. Tematem jednego z takich malarskich remiksów stał się kultowy obraz Edwarda Hoppera "Nighthawks". W dziele Banksy’ego za oknem lokalu, w którym siedzą Hopperowskie ćmy barowe, pojawia się angielski chuligan - kibic piłkarski, ubrany jedynie w szorty z motywem "Union Jack", znad których wylewa się wypełniony piwem brzuch. Kibol wznosi okrzyki i właśnie próbuje wybić szybę plastikowym krzesełkiem ogrodowym.

I chyba właśnie ta spektakularność jego działań sprawia, że wszystko, czego dotknie Banksy, zamienia się w złoto. W 2007 roku doszło nawet do tego, że mieszkańcy jednego z domów w Bristolu, którego mur raczył przyozdobić Banksy, wystawili budynek na sprzedaż - ale nie przez agencję nieruchomości, lecz przez galerię sztuki.

Oto paradoks: antykonsumpcyjny i antyrynkowy Banksy okazuje idealnym produktem rynkowym i medialnym; staje się tym bardziej sławny, im bardziej jest nieznany. Czy sukces odbiera mu wiarygodność art-partyzanta? Niekoniecznie, przecież Banksy w pojedynkę przyczynił się do wielkiego awansu graffiti - tego nikt mu nie odbierze. Poza tym nikomu nic nie obiecywał. No i w ogóle niewiele o nim wiadomo.