Schetyna: Winni są ludzie prezydenta

Grzegorz Schetyna, wicepremier, szef MSWiA: Ostatnio znów przez media przetoczyła się dyskusja o trudnej współpracy prezydenta i premiera. Niektórzy mówili nawet, że prezydent za wszelką cenę stara się udowodnić, że to on jest w tym tandemie ważniejszy. Według mnie tej polityki nie kreuje sam prezydent, ale jego otoczenie.

Reklama

Jego współpracownicy walczą między sobą o pozycję w kancelarii, starają się podkreślić swoją rangę w kancelarii i dlatego wypowiadają się tak bojowo. Kiedy prezydent i premier rozmawiają ze sobą bezpośrednio, relacje między obu politykami są naprawdę bardzo dobre. Kiedy z Kancelarii Prezydenta wypływają jakiekolwiek sygnały dotyczące współpracy z rządem, są z reguły złe.

Najlepszym przykładem jest ostatnie wezwanie premiera Tuska na rozmowę do prezydenta po wizycie w Moskwie. Podczas gdy premier zrobił wszystko, by prezydent mógł mieć informacje z tej wizyty z pierwszej ręki. Zaprosił przedstawiciela kancelarii, żeby uczestniczył w delegacji i minister Urszula Doroszewska była w Moskwie, więc ma wiedzę, co do rozmów i przebiegu wizyty. Nic więcej nie mógł przecież zrobić. I jeśli w takiej sytuacji premier jest wzywany na sprawozdanie, to jest tak naprawdę danie do zrozumienia, że dopiero teraz będzie prawdziwa rozmowa i prawdziwa spowiedź. Biorę to za małostkową chęć pokazania, kto tu naprawdę rządzi. To jest i mało skuteczne, i zupełnie niepotrzebne.

Reklama

Winą za taką sytuację obarczam raczej otoczenia prezydenta, niż samego Lecha Kaczyńskiego. Nie chce mi się wierzyć - jak znam prezydenta - żeby naciskał i chciał wciąż aktywnie podkreślać swoją przewagę nad premierem. To jest małostkowe i szkodzi. Tworzy poza tym złą atmosferę. A w relacje prezydenta i premiera konflikt naprawdę nie jest wpisany.

Nie zanosi się na zmiany w otoczeniu pana prezydenta. Ale zamierzamy konsekwetnie pokazywać, że to jest zła droga, że to droga donikąd, ślepa uliczka. Z drugiej strony, na pewno nie będziemy unikać kontaktów z panem prezydentem. Premier zawsze znajdzie czas na rozmowę i wyjaśnienia. Najważniejsze, żeby obie strony wiedziały, że prezydent i premier są na siebie skazani, że kohabitacja jest nieuchronna. A styl oraz relacje między obu panami będą wpływać na jakość polskiej polityki, bo wszyscy je obserwują.

Nam zależy na tym, żeby polska polityka była racjonalna i sensowna, dlatego dużą wagę przywiązujemy do tego, żeby w tych kontaktach wszystko było dobrze. Jednym słowem, rząd jest pełen dobrej woli. Deklaruję też, że zawsze, kiedy będzie to potrzebne, rząd będzie przekazywał prezydentowi niezbędne informacje. Wspólne ustalanie polityki jest możliwe i z naszej strony prezydent może liczyć na współpracę. Nigdy nie powinno być problemu z kontaktami między prezydentem a premierem, bo to wymóg nie tylko konstytucji, ale też jakości polskiego życia politycznego.

Reklama

I nie zgadzam się z zarzutami, że przejawem złej woli rządu jest zredukowanie ochrony BOR, która przysługuje ministrom w Kancelarii Prezydenta. To zupełnie inna kwestia, która nie dotyczy współpracy rządu z prezydentem. Tu chodzi o styl sprawowania władzy. Platforma zapowiadała, że po dojściu do władzy skończy z bizancjum, a dziś to realizuje. Na przykład ministrowie Nowak i Arabski z Kancelarii Premiera nie mają ochrony i pewnie do głowy by im nie przyszło, żeby się o nią starać. Poza tym oficerowie BOR są bardziej potrzebni dziś w Kabulu czy Bagdadzie niż na Krakowskim Przedmieściu i w Alejach Ujazdowskich. I nie ma to żadnego związku ze współpracą rządu z prezydentem.

p

Kamiński: To przez sztab premiera

Michał Kamiński, minister w Kancelarii Prezydenta: Zastanawiając się nad rolą prezydenta w ustroju Polski, nie można ignorować przepisów prawa. Według konstytucji, władzę wykonawczą w Polsce sprawują rząd i prezydent. Czyli prezydent jest częścią władzy wykonawczej w RP. Konstytucjonaliści zwracają uwagę, że nie można prezydenta traktować jako "najwyższego notariusza państwa". Jego zadaniem jest bowiem aktywne współdziałanie z rządem. Tak właśnie aktywny jest Lech Kaczyński.

Prezydent posiada szczególne uprawnienia w polityce obronnej i zagranicznej. Lech Kaczyński od samego początku postępuje zgodnie z przepisami prawa. Stara się współpracować z rządem i dąży do tego, by te relacje układały się jak najlepiej.

Niestety bardzo często politycy PO usiłują kwestionować konstytucyjną rolę prezydenta. Czasem czynią to w sposób arogancki, a czasem wykazują się przy tym nieznajomością prawa.

Dobitnym tego przykładem jest kwestia spotkań prezydenta z ministrami. Nikt nie kwestionował tego, że Aleksander Kwaśniewski zapraszał różnych ministrów. Lech Kaczyński jako minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka sam kilkakrotnie był proszony do Pałacu Prezydenckiego.

Tymczasem ostatnio wicepremier Schetyna sformułował tezę, że zapraszanie ministrów przez prezydenta, to "przelewanie czary goryczy". To trochę śmieszne, bo w ciągu trzech miesięcy urzędowania gabinetu Tuska prezydent spotkał się po dwa razy z szefem MSZ i ministrem obrony. Trudno doszukiwać się tu jakiejkolwiek nadgorliwości głowy państwa.

Trzeba z przykrością powiedzieć, że obecny rząd w niektórych przypadkach w jaskrawy sposób łamie prawo. Tak stało się przy powołaniu szefów ABW i Służby Kontrwywiadu Wojskowego, bez, wyraźnie wymaganej przez prawo, opinii prezydenta. Szkoda, że media należycie na to nie zareagowały.

Skoro prezydent sam uznał za stosowne poprosić prezydenta o spotkanie przed wyjazdem do Moskwy, to wydaje się oczywiste, że po powrocie pan premier poinformuje prezydenta o przebiegu wizyty. Nie ma tu jednak żadnej nagłości i spokojnie poczekamy, aż pan premier skończy urlop.

Za oczywistą złośliwość trzeba natomiast uznać odebranie ochrony ministrom Fotydze i Łopińskiemu. Zwyczaj ochrony takich osób obowiązywał również za prezydentury Wałęsy i Kwaśniewskiego. Obawiam się, że tą decyzją wicepremier Schetyna chciał nas sprowokować, by "przykryć" potężną wpadkę nadzorowanej przez siebie policji. Najnowsze "Wprost" donosi, że policja zignorowała doręczoną jej "listę śmierci" mafii. Nie objęła odpowiednią ochroną osób na niej wymienionych. W efekcie giną świadkowie w najważniejszych procesach mafijnych. To zaś zagraża całej walce ze zorganizowaną przestępczością.

Chciałbym jednak wierzyć, że rząd Donalda Tuska ma dobrą wolę w stosunkach z prezydentem, a akty agresji czy łamania prawa są spowodowane nadgorliwością niektórych doradców premiera. Tych, którzy nie mogą się pogodzić z bezspornym faktem, że dwa lata temu to nie Donald Tusk, a Lech Kaczyński został prezydentem.

Warto przypomnieć, że Lech Kaczyński posiada demokratyczny mandat - głosowało na niego ponad osiem milionów Polaków. Ci Polacy wiedzieli, kogo wybierają. Trudno się zatem dziwić, że prezydent jest wierny temu, co mówił w kampanii wyborczej. Czyli obronie takiej wizji Polski, w której o miejscu w drabinie społecznej nie decyduje portfel i siła łokci, tylko umiejętności i pracowitość. Lech Kaczyński zawsze będzie się przeciwstawiał dominacji dzikiego kapitalizmu.