Zastanawiam się, co wpłynęło na decyzję ministra Schetyny. Czyżby fakt, iż jeden z tabloidów przyłapał borowca pani minister na tym, jak pomaga jej nieść zakupy? Czyżby naganne było to, że borowiec okazał się też mężczyzną, który wyręcza kobietę w noszeniu ciężkich toreb? Szczerze mówiąc, byłby zwykłym chamem, gdyby to ona dźwigała ciężary, a on szedł spokojnie obok. Choć przyznam, że mogłoby to utrudnić obronę pani Fotygi - albo siaty, albo obrona...
Nie warto jednak ulegać naciskom tabloidów. Natychmiastowa reakcja na krytykę ze strony masowej gazety jest zwykłym działaniem pod publiczkę, które nie zawsze ma podstawy. Kiedyś brukowce atakowały byłą minister pracy, że jeździ samochodem służbowym i odwozi dzieci do przedszkola. Sytuacja była taka, że sama zrezygnowała z ochrony, płaciła za benzynę i po drodze wiozła je do przedszkola. Ale i tak została napiętnowana.
Jeżeli zaś swoimi działaniami wicepremier chciał wesprzeć projekt taniego państwa i zaoszczędzić pieniądze obywateli, to był to, szczerze mówiąc, tani chwyt. Tanie państwo można realizować na różne sposoby, ale to obszar poważnych ustawowych reform, a nie tego rodzaju populistycznych gestów. Jeżeli rząd rzeczywiście tak bardzo dba o nasze pieniądze, to na pewno zyskałby więcej w naszych oczach, gdyby zreformował KRUS albo chociaż zlikwidował niektóre z naszych najdziwniejszych podatków - jak choćby 20-proc. podatek Belki, który płacimy tylko za to, że oszczędzamy.
Może więc warto o takich sprawach rozmawiać, a nie o tym, czy likwidować ochroniarzy. Obywatele bardziej skorzystają na długofalowych mądrych projektach, niż na tym, że Pani Fotyga będzie miała o jednego ochroniarza mniej.
Przyznam, że poprzedni rząd rzeczywiście dość demonstracyjnie korzystał z ochrony. Wicepremierzy mieli po kilkunastu ochroniarzy, po kilka aut i nie wahali się ciągnąć BOR na wakacje. Kiedy do mnie na wywiad do radia przychodził ważny gość, to najpierw ciągnął się sznur oficerów, a potem gdzieś w środku dało się dotrzeć do ministerialnej osobistości. Nadal jednak nie jest to argument na rzecz rezygnowania z ochrony.
Poza tym, jeżeli cokolwiek by się wydarzyło jednej z tych osób, której odbierana jest ochrona, to wówczas cała odpowiedzialność spadnie na ministra spraw wewnętrznych. No cóż, ja na miejscu Schetyny nie podejmowałabym takiego ryzyka, choć oczywiście to nie mnie podlega Biuro Ochrony Rządu. I mam nadzieję, że nie odważy się i nie odbierze ochrony rodzinie prezydenta - bo tu jest ona nieodzowna.
I wiem jedno, ta akcja - jak i inne akcje w rodzaju zaglądania w karty kredytowe urzędników państwowych (które zaczęła Hanna Gronkiewicz-Waltz, zaglądając w rachunki swojego poprzednika Lecha Kaczyńskiego, a teraz zaglądamy w karty Radka Sikorskiego, który w poprzednim rządzie był ministrem obrony) - prowadzi do absurdów. I na pewno nie służy państwu.