Nie napiszą tak chyba nawet Rafał Ziemkiewicz czy paru innych prawicowych publicystów, którzy z mechaniczną powtarzalnością gromią "lewacką obsesję ideologiczną" na punkcie globalnego ocieplenia, Busha zawsze bronili przed ekologami wzywającymi amerykańskiego prezydenta do podpisania protokołu z Kyoto, a w proekologicznych zwrotach Merkel, Sarkozy’ego czy McCaina wietrzyli tylko przystosowawczą mimikrę i koniunkturalizm.

Reklama

Benedykta XVI o granie pod liberalne media oskarżyć nie sposób. Obecny papież jest - wbrew oczekiwaniu tych właśnie mediów, a nawet przy ich zgodnym oporze - twardym tradycjonalistą. Wycofuje się z posoborowych reform, utradycyjnia mszę, odmawia negocjacji w kwestiach obyczajowych... A jednak o ekologii mówi to samo co zieloni: że polityka największych państw i korporacji jest krótkowzroczna, że niszczy planetę i zagraża wszystkim jej mieszkańcom, z ludźmi włącznie.

Jak on to wszystko łączy? Otóż bez problemu. Obojętność wobec środowiska, wiara w to, że człowiek jest jedynym panem naszej planety i dla jego działań nie może być żadnych ograniczeń – wszystko to jest stosunkowo świeżym wynalazkiem kapitalizmu. Jego heroicznej epoki, która krótkoterminową maksymalizację zysku przedkładała ponad wszystko inne. Dzisiaj UPR-owcy czy polscy neokoni próbują się wczuwać w rolę Rotszyldów czy Rockefellerów za nic sobie mających jakiekolwiek ograniczenia. Ale że własności żadnej nie mają, odgrywają się przynajmniej na "zwierzątkach".

Jednak nie zawsze w historii białego Zachodu tak było. Jeszcze w średniowieczu chrześcijanie toczyli ze sobą zupełnie podstawowy spór o to, czy Bóg dał człowiekowi Ziemię na własność, czy tylko w ograniczone, czasowe użytkowanie. Ostatecznie zwyciężyła wersja, że jesteśmy tylko dzierżawcami własności Pana Boga, jego gruntów, wód, bogactw naturalnych... Tak twierdził choćby św. Tomasz. A co z tego wynika, nie możemy robić z Ziemią wszystkiego, co nam się podoba. Nie możemy likwidować innych zamieszkujących naszą planetę gatunków, nie możemy dla własnej przyjemności bądź dla wyrażenia naszego ideologicznego stanowiska mordować zwierząt czy popisywać się swoją obojętnością wobec stanu środowiska naturalnego.

Reklama

Właśnie do tej tradycji odwołuje się papież, dlatego nie sposób posądzać go o koniunkturalność. Przeciwnie, warto wysłuchać jego argumentów. I warto zrozumieć, dlaczego w tradycyjnym języku chrześcijaństwa odnoszącym się do ziemskich zasobów i bogactw takimi samymi grzesznikami są zwolennicy aborcji na życzenie, niewidzący tu żadnego etycznego problemu, żadnego napięcia, żadnego tragizmu, jak też szefowie wielkich globalnych korporacji naftowych, surowcowych, przemysłowych – a także podporządkowujący się ich twardemu lobbingowi politycy czy publicyści twierdzący zgodnym chórem, że problemu nie ma. Jedynie najbardziej ideologicznie zacietrzewieni neokoni, nie tylko w Polsce, ale także w USA czy Europie Zachodniej, nie widzą tutaj żadnej logiki. W kwestii aborcji są nieprzejednani, bo to ich prawicowa sprawa, podczas gdy los "zwierzątek i roślinek" pozostawiają "lewakom o wrażliwych serduszkach".