Ale Lis przechodzi do drugiej części audycji - tym razem na temat świętowania Trzech Króli. Palikot pozostaje na sofie. Może z równą łatwością debatować o wszystkim.

Reklama

Trudno się oprzeć wrażeniu, że poza Petru goście zawdzięczali swoje zaproszenia roli zabijaków na scenie, a nie przemyśleniom na którykolwiek z tematów. Co do Palikota... Poznałem go jako inteligentnego, politycznego debiutanta. Dziś próbuje łączyć dwie role: kompetentnego szefa komisji i - posługując się jego własnymi słowami - użytecznego dla partii "szambiarza". Kłopot w tym, że do programów jest ściągany dzięki "szambiarstwu", a nie osiągnięciom w reformowaniu biurokratycznych przepisów. Gdyby był tylko szefem komisji, miałby ułamek tych zaproszeń, jakie dostaje.

To oczywiście nie jest problem tylko programu Lisa. Opiniotwórcze niegdyś TVN-owskie "Teraz my" to na ogół - z chwalebnymi wyjątkami, o których pisałem - coraz bardziej tylko show. Trochę szkoda błyskotliwych dziennikarzy. Bogdan Rymanowski ma ambicję, aby w TVN 24, w teorii bardziej elitarnym, co tydzień podsumowywać zdarzenia w gronie politycznej śmietanki. I co tydzień zaprasza do "Kawy na ławę" Stefana Niesiołowskiego, który wykłada racje PO w najbardziej toporny i agresywny sposób. A w ostatnim tygodniu zastąpił go... Palikot. I od razu padły słowa o kupie na dywanie. Niesiołowski musiał się przed telewizorem poczuć jak mięczak. A oglądalność rośnie.

Właśnie - prywatnie dziennikarze przyznają, że głównym powodem najbardziej rewolwerowych happeningów stają się słupki oglądalności. Zwykli konsumenci lubią ponoć bijatyki. Jak widać dotknęło to i programu Lisa, który - inaczej niż tamte - jest pokazywany w telewizji publicznej. Miałem wiele zastrzeżeń do jego "Co z tą Polską" w prywatnym Polsacie. Lis jak większość prowadzących tego typu audycje często rezygnował z roli moderatora na korzyść roli wojowniczego uczestnika debaty. Ale przynajmniej prowadził salon - z ważnymi postaciami i tematami. A teraz? Tydzień wcześniej jego program z pyskówką między piłkarzem Majdanem i policjantami osiągnął rekordy oglądalności. Nawet nie miałem mu tego za złe - to przynajmniej wytchnienie od Niesiołowskich i Kurskich. Choć Niesiołowski był także - w pierwszej części. A w tydzień później pojawiła się inna niezawodna recepta na słupki: Palikot na każdy temat.

To sprzężenie zwrotne: telewizje w pogoni za oglądalnością stawiają na zabijaków, więc partie - także. Partie stawiają, to i dziennikarze. PO z łatwością mogłaby pokazać inną twarz niż Niesiołowsko-Palikotowa, blokując częstotliwość ich występów, ale uznaje że rosnące sondaże to potwierdzenie jej strategii. I tylko debata zmienia się we wrzask. Niczego ważnego nie usłyszymy.

Kiedyś łatwiej było natrafić w telewizjach, nawet komercyjnych, na wymianę zdań, z której coś wynikało. Teraz zmieniły się i media, i polityka. W tej sytuacji można choć apelować do osób i instytucji. Tomku, ty nie musisz się ścigać w oglądalności, powinieneś raczej w oryginalności. A może musisz? To w takim razie pytanie do TVP. Po coś w końcu ma ona w nazwie słówko "publiczna".