Bo właśnie minął ekscytujący dla każdej władzy czas, w którym można było narzucić Polsce własną agendę celów i dążeń. I czas ów - nie ma co udawać - przeciekł władzy przez palce. Dzisiaj władcą agendy rządowej nie jest żaden program zwycięskiej PO. Jest nim kryzys.

Reklama

A we wtorek kwestią, którą gabinet musiał rozpatrzyć było nie to, co chce zrobić, lecz to, czego już zrobić nie zdoła. To dlatego premier używał przymiotników: "dramatyczny" i "krytyczny", choć dotąd wydawało się, że takich słów w ogóle nie zna.

Tusk co do zasady ma rację. Skoro jest już pewne, że polska gospodarka będzie się ostro zwijać, a rząd nie wykona planu dochodów państwa - trzeba robić cięcia budżetowe. Ścięcie 17 mld i tak nie okaże się do końca roku wystarczające. W jesieni pytanie o cięcia stanie przed rządem po raz drugi. Można natomiast wątpić w przedstawione przez premiera kryterium cięć. Uderzenie w "wydatki rzeczowe i ministerialne programy" oraz osłanianie pensji, zatrudnienia i i pozycji rutynowych jest najbardziej oportunistyczną praktyką budżetową. Tak już niedawno było, że ministrowie przedkładali budżety będące de facto listami zatrudnienia i tzw. "wydatków sztywnych". Tyle tylko, ze nie potrafili wtedy odpowiedzieć na pytanie: po co w ogóle dalej mają być ministrami?

Kolejny raz odbija się zaniedbanie i niezrozumienie tak Tuska, jak i Rostowskiego dla prawdziwej reformy finansów , a zwłaszcza dla budżetu zadaniowego. Uderzenie w programy rządowe oznacza przecież abdykację PO ze zobowiązań programowych. Wypadałoby zatem na nowo i jasno powiedzieć Polakom proste rzeczy: co z ludźmi po pięćdziesiątce („50 +”), co z upowszechnieniem przedszkoli, co z głodnymi dziećmi , o których było specjalne orędzie premiera? Co z armią zawodową, co z gazoportem, co z Kartą Polaka, co z pomocą dla ściany wschodniej, co z rewolucją w nauce i agendą lizbońską ( o tym też były dwie mowy premiera)? Co z ulubionym dzieckiem premiera - pomocą dla rodaków powracających z wysp?

To wszystko są właśnie owe "programy", na których ma się zogniskować zapowiedziane przez Tuska uderzenie. Jeśli tak - to pilną potrzebą staje się nowe, "prawdziwe" expose Donalda Tuska. Jakaś zrekonstruowana, ale za to uczciwa umowa społeczna.Cięcia są jak dobre hamulce – zwiększają bezpieczeństwo. Ale prawdziwa walka z kryzysem polega na utrzymywaniu prędkości za wszelką cenę. Nie tak dawno prezesi dwóch banków Jerzy Pruski i Jan Krzysztof Bielecki publicznie zaapelowali do rządu o wsparcie w kryzysie bankowej akcji kredytowej .

W świetnej ekspertyzie Stefan Kawalec - człowiek , który niegdyś naprawił polskie banki tak, że nikt z nas nie stracił w nich dotąd swoich pieniędzy - wyliczył, że roczny wzrost kredytu w Polsce , dający nadzieję na utrzymanie 3% wzrostu winien wynosić co najmniej 11%. I pokazał instrumenty finansowe, jakimi można to osiągnąć. Są także pieniądze unijne. Czas, w którym Europa wymyśla coraz to kosztowniejsze remedia na recesję jest najlepszy, aby Polska przedstawiła radykalny koncept niezwłocznego zasilenia krajów korzystających z pomocy całością kwot przewidzianych do 2013 roku. Z nadzwyczajnym zawieszeniem zwykłych brukselskich procedur. Wokół takiego planu można bez kłopotu zbudować silną koalicję.

Albowiem jeśli rząd z roztropną ostrożnością nie chce z użyciem własnej kasy tchnąć życia w polską gospodarkę, winien to zrobić za pomocą banków i Brukseli. Gabinet Donalda Tuska najwyraźniej zaczyna swoje drugie życie. Mniej radosne i obarczone prawdziwym ciężarem władzy. A na dodatek z narzuconą zewnętrzną agendą spraw, które - wedle słów premiera -są dramatyczne i krytyczne. Może więc chociaż w walce z kryzysem jest czas na "szarpnięcie cugli", zamiast dotychczasowego kunktatorstwa?