Polecając zawieszony nieopodal tekst Luizy Zalewskiej "Wraca komisarz TVP", warto go uzupełnić komentarzem. Bo chyba mamy do czynienia z czymś więcej niż z obdarzeniem poważnym programem w telewizji publicznej nieco już zapomnianego dziennikarza Andrzeja Kwiatkowskiego. To tylko część większej całości.

Reklama

>>> Komisarz wraca do TVP

Mamy do czynienia z recydywą ludzi innego Kwiatkowskiego: Roberta, który przez lata zarządzał publiczną telewizją z nadania SLD i prezydenta Kwaśniewskiego. Zalewska rozmawiała z jednym z czołowych funkcjonariuszy tamtej ekipy Sławomirem Zielińskim. - Zastanawiamy się: wracać nie wracać - wyznał jej.

Nie wiem, czy sam Zieliński wróci do gmachu na Woronicza. Wiem, że Robert Kwiatkowski, pomimo kompromitacji przy okazji afery Rywina, reprezentował lewicę w negocjacjach z Platformą Obywatelską w sprawie nowej ustawy medialnej. Kwiatkowski to człowiek zbyt praktyczny, aby dyskutować o czystej teorii, a SLD nie ma nikogo innego jak "fachowców", którzy zarządzali TVP przez lata za jego prezesury. Jeśli więc dojdzie do wspólnego opanowania mediów publicznych przez PO i lewicę, to zobaczymy znowu stare twarze.

Także twarz Andrzeja Kwiatkowskiego. Żeby było jasne, dziś wraca on do TVP nie na podstawie kompromisu PO - SLD. Korzysta z przejściowego zamieszania. Jest człowiekiem popieranym przez ludzi Samoobrony, zwłaszcza członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji pana Borysiuka. Ale ci ludzie Samoobrony przestawiają się już bardzo szybko na lewicę. Pan Andrzej nie będzie miał z tym żadnych trudności - na początku lat 90. był przecież np. uważny za dziennikarza sprzyjającego Lechowi Wałęsie. Potem szybko przerzucił się na postkomunistów.

Jaki jest z nim problem? Nie chodzi o to, że ma wyraziste poglądy. Tomasz Lis czy Bronisław Wildstein także mają, ale są dziennikarskimi osobowościami. Równoważący się wzajemnie, mogą być elementem pluralizmu mediów publicznych. Rzecz w tym, że Kwiatkowski duka swoje kwestie z kartki, osobowością nie jest, a swojej sukcesy zawdzięcza wyłącznie nawet nie ideowej, lecz po prostu partyjnej gorliwości. Polegającej np. na tym, że w czasach gdy prowadził najpoważniejszy publicystyczny program w "Jedynce", na niewpuścił do studia wysokiego urzędnika rządu Jerzego Buzka, bo nie chciał z nim debatować Leszek Miller. Albo na zderzeniu dwóch członków komisji badającej aferę Rywina - Rokity i Ziobry - z aż czterema przedstawicielami koalicji SLD - PSL, którzy ich zakrzyczeli. A w zasadzie z pięcioma, bo sam Kwiatkowski nie bawił się w udawanie czegoś takiego jak neutralność.

Dawny naczelny dwutygodnika "Traktor" prowadził programy zdumiewająco anachroniczne i nudne. Jeśli wraca dziś na siłę do TVP (jest człowiekiem w wieku emerytalnym), to nie z powodu swoich talentów. Tym bardziej warto spytać Platformę, czy dla takich ludzi będzie miejsce w TVP, kiedy to ona uzyska tam decydujące wpływy? Czy ich powrót to będzie ta realizacja idei odpolityczniania mediów po czarnej PiS-owskiej nocy? Poseł PO Jarosław Gowin, komentując w DZIENNIKU udział Roberta Kwiatkowskiego w negocjacjach, twierdził że to kwestia estetyki. Niestety nie tylko estetyki, panie pośle.