Zamachowiec-samobójca wszedł do niewielkiego meczetu w Jamrud w plemiennej agencji Chajber. Wybuch zmiótł budynek, a wraz z nim modlących się ludzi. Byłby to wprawdzie krwawy (kilkudziesięciu zabitych), ale jednak lokalny incydent, gdyby nie trzy zawarte w nim przesłania.
Pierwsze. W Pakistanie nie ma żadnej stabilizacji, rebelianci mogą atakować gdzie chcą i kogo chcą. Celem zamachu byli policjanci z pobliskiego posterunku modlący się w meczecie .
Drugie. Nie będzie bezpiecznego tranzytu dostaw i uzbrojenia dla wojsk NATO i Amerykanów walczących w Afganistanie. Przez Chajber biegnie główna droga z Pakistanu do Afganistanu. Do niedawna dostarczano nią aż 70 procent całego zaopatrzenia dla zachodnich sił w Afganistanie. Trasa ta została zamknięta, ale wojsko pakistańskie przeprowadziło wielką ofensywę przeciwko talibom, aby ją udrożnić.
Trzecie. To talibowie narzucają NATO i Amerykanom strategię, a nie odwrotnie. Atak został przeprowadzony tak, aby poprzedzał przemówienie Obamy.
Rebelianci ani trochę nie przestraszyli się zwiększenia o 17 tysięcy żołnierzy sił USA w Afganistanie a także zapowiedzi rozszerzenia uderzeń lotniczych na Pakistan czy też nowej strategii ich pokonania. Ostatnim zamachem zdają się wręcz zachęcać Obamę: przyjdź, czekamy na ciebie.