Polska wycofuje wojska z większości misji zagranicznych. Nie będziemy już chronić uchodźców w Czadzie, rozdzielać Syryjczyków i Izraelczyków na Wzgórzach Golan, pilnować pokoju na południu Libanu. Nowa strategia użycia sił za morzami zakłada skoncentrowanie ich w Afganistanie. Koniec z rozrzutnością. Nie dawała nam żadnych korzyści politycznych. Kontyngenty w ramach ONZ nie wzmacniały naszej pozycji na arenie międzynarodowej. Marny to też staż dla żołnierzy, raczej wakacje na koszt podatnika i Narodów Zjednoczonych. Teraz zaciskamy pięść.

Reklama

W czasie podróży po Bliskim Wschodzie wbiły mi się w głowę dwa obrazki z udziałem naszych żołnierzy. Pierwszy – Damaszek, sklepy ze złotą biżuterią. Podtatusiali panowie w polskich mundurach byli tam częstymi i cenionymi klientami. Tańsze złoto syryjskie sprzedawali z zyskiem w kraju. Tak dorabiał kontyngent na Wzgórzach Golan. Drugi obraz – Tibnin, południowy Liban, wojna Izraela z Hezbollahem, rok 2006. Żołnierze w polskiej bazie dzień i noc siedzieli w schronach, kiedy armia izraelska bombardowała wsie i pozycje Partii Boga. Tymczasem ONZ wysłał ich tam po to, by rozdzielali zwaśnione strony. Trudno o większy kontrast z zakończoną misją w Iraku i trwającą wciąż w Afganistanie. Tam nasze siły tropią przeciwnika, patrolują, narażają się na zasadzki i miny. Uczestniczą w realnej operacji, a nie dobrze opłacanej fikcji. Misje ONZ od dawna były nieprzydatne. Pod każdym względem. Dziwne, że potrzebny był aż światowy kryzys, by władze Rzeczpospolitej przemyślały na nowo strategię użycia naszych wojsk za granicą. Lepiej jednak późno niż wcale.

Koncentracja sił w afgańskim Ghazni i osiągnięcie przez nie stanu pełnej brygady ma sens. Będziemy tam realną siłą operującą w jednym z najgorętszych rejonów. Skoro tak, możemy z dużą szansą na sukces domagać się stanowisk w dowództwie sił NATO w Afganistanie. Może zastępcy dowódcy? To nie tylko prestiż, ale też większy wpływ na planowanie operacji. Za długo byliśmy podwykonawcą Amerykanów. Stać nas na samodzielność. Za długo łożyliśmy na bezsensowne misje. Skoncentrowane, dobrze wyszkolone i wyposażone siły są sporym atutem. Możemy i powinniśmy wykorzystać je nie tylko do wypełniania „internacjonalistycznego obowiązku” wobec wspólnoty międzynarodowej, ale też dla własnych celów narodowych. W razie potrzeby też, na przykład przy załamaniu na Ukrainie czy w Rosji, mamy w odwodzie przetestowaną w warunkach bojowych brygadę, którą można przerzucić do kraju. To już nie przypadkowe oddziały rozrzucone na trzech kontynentach, ale realna siła.