Na krótko przed zaprzysiężeniem 44. gospodarza Białego Domu DZIENNIK przeprowadził ankietę wśród kilku amerykańskich intelektualistów na temat tego, jak będzie wyglądać nadchodząca prezydentura. Pytaliśmy też o stosunki z Polską. Ostrożny jak zawsze w tej kwestii Richard Perle wyraził żal, że za Busha nie udało się załatwić tak banalnych spraw jak wizy, ale powiedział też, że trzyma kciuki za to, że Obama zrobi rachunek sumienia i odda Polsce to, co się jej należy w zamian za status najbardziej lojalnego sojusznika USA (co przecież sami Amerykanie na każdym kroku podkreślają - przypomnijmy sobie sławetne, wyśmiane przez satyryków słowa Busha: you forgot about Poland?, kiedy to prezydent skarcił swojego konkurenta w wyborach Johna Kerry'ego za zlekceważenie udziału Polski w antysaddamowskiej koalicji). Lepiszczem trwalszego sojuszu miała być według Perle'a tarcza antyrakietowa. Bez złudzeń zostawił nas za to Benjamin Barber. - Jeśli myśleliście,że za Busha jesteście poza radarem amerykańskich interesów to uwierzcie, że dla Obamy będziecie niewidoczni - stwierdził.

Reklama

Rzeczywistość potwierdza prognozy Barbera. Problem z tarczą nie polega dziś na tym, że Amerykanie się z pomysłu wycofali. Rząd Obamy po prostu unika zajęcia stanowiska w tej sprawie, bo ma tysiąc ważniejszych rzeczy na głowie. Przed niespełna trzema tygodniami amerykański wywiad opublikował obszerny raport, że dzisiaj dla bezpieczeństwa USA największym zagrożeniem nie są terroryści, talibowie, kampania afgańska, Iran, Korea, czy ewentualne rakiety z głowicami nuklearnymi, tylko pogłębiająca się zapaść ekonomiczna. To, że największą troską szefowej dyplomacji Hillary Clinton nie jest dzisiaj reżim Ajatollahów i wymierzona w niego instalacja tarczy rakietowej, a ratowanie się przed kryzysem, był wybór celu jej pierwszej wizyty zagranicznej. Trzeba przypomnieć, że kilkanaście dni przed jej tourem po zachodniej Europie, Rosji i Bliskim Wschodzie pani Clinton była... w Chinach i Japonii. Priorytetem polityki zagranicznej USA stało się Tokio, bo pierwsza (USA) i druga (Japonia) gospodarki świata muszą ze sobą współpracować, by oprzeć się kryzysowi oraz Pekin, bo Chińczycy cały czas skupują amerykańskie obligacje skarbowe i gdyby zechcieli je upłynnić, dolar spadłby na łeb na szyję.

Dlatego nie liczmy na to, że szybko poznamy odpowiedź na pytanie o kontynuację realizacji projektu tarczy rakietowej (chociaż szczerze mówiąc szanse na nią maleją z dnia na dzień) oraz do zredefiniowania roli Polski jako sojusznika USA.