Czy Lech Kaczyński "przegiął" - używając określenia Zbigniewa Hołdysa - ogłaszając trzydniową żałobę narodową po tragedii w Kamieniu Pomorskim? Gdyby zapytać o to Polaków, to w swych odpowiedziach znów podzieliliby się według partyjnego klucza na tych za i na tych przeciw. Ale ten wynik mógłby być dla Kaczyńskiego nawet gorszy od przeciętnego – bo z jakichś powodów Polacy reagują alergicznie na ten zwyczaj. Nasz stosunek do żałoby narodowej i sposób jej celebrowania mówi bardzo dużo o nas jako społeczeństwie. Zwłaszcza o naszych wadach.

Reklama

>>> Gawryluk: Prezydent stracił nad sobą kontrolę

Wprowadzenie żałoby narodowej było kwestionowane za każdym razem, gdy ogłaszał ją Lech Kaczynski. Nieprzychylne komentarze budziło także kilka podobnych decyzji Aleksandra Kwaśniewskiego. Chyba tylko raz przeważająca rzesza społeczeństwa nie miała wątpliwości, że żałoba została ogłoszona słusznie. Było to w kwietniu 2005 r. – gdy zmarł Jan Paweł II. Ale przez cały tamten tydzień, bo tyle trwała oficjalna żałoba, nikt nie miał wątpliwości, że przeżywa wydarzenie epokowe. Nawet ci, którzy propagowali wówczas podkoszulki z napisem "Nie płakałem po papieżu" robili to, by prowokować, a nie po to, by wyrazić swą obojętność. Było widać, że nawet przekonani antyklerykałowie nie pozostali obojętni wobec tamtej śmierci, niezależnie od tego co czuli.

Wszystkie inne akty państwowego smutku, zwłaszcza te wprowadzane przez obecnego prezydenta, budziły już jednak niechęć, a przynajmniej obojętność. Nieprzychylne komentarze pojawiały się w każdym z pięciu przypadków ogłoszenia żałoby w tej kadencji. Nawet tak ewidentna tragedia, jak zawalenie się hali wystawowej w Katowicach – zginęło tam 65 osób – została zapamiętana głównie z racji niedopasowanego kasku na prezydenckiej głowie. Później, gdy Kaczyński ogłaszał żałobę po katastrofie górniczej w Halembie (23 ofiary śmiertelne), wypadku autokaru z pielgrzymami pod Grenoble (26 ofiar) i rozbiciu się samolotu CASA (20 zabitych) otwarcie postawiono kwestię: po co i dlaczego tak często?

Najpopularniejsza odpowiedź to taka, że politycy chcą na ludzkiej tragedii zbijać kapitał polityczny. To teza ogromnie popularna, co drugi internauta wypisuje to w sieci. Tak chyba jednak nie jest, bo żaden z liderów polskiej polityki, mimo wszystko, nie jest idiotą. Doskonale wie, co na ten temat myśli przeciętny wyborca. To raczej strach polityka, jak się zachować wobec tragedii, by wyborcy nie pomyśleli, że jest się obojętnym wobec nieszczęścia, zmusił Tuska i Kaczyńskiego do natychmiastowego przyjazdu do Kamienia Pomorskiego. I do automatyzmu w ogłaszaniu żałoby narodowej.

Oczywiście nie ma prostej odpowiedzi, co prezydent powinien zrobić. Ogłosić? Źle, bo "przegiął". Nie ogłosić? Jeszcze gorzej – bo może stać się to koronnym argumentem za jego rzekomą bezdusznością. Tragedia w Kamieniu Pomorskim to największy pożar od prawie 30 lat. Być może ogłoszenie żałoby działa mobilizująco na lokalnych urzędników, od których zależy pomoc dla poszkodowanych.

Trudno to wymierzyć, ale bez wątpliwości można jednak stwierdzić, że instytucja żałoby narodowej w Polsce zdewaluowała się w ostatnich latach. To zresztą odpowiedź dlaczego tak często jest wprowadzana - bo skoro ogłoszono ją w przypadku tragedii X to dlaczego nie Y, gdzie zginęło nie mniej ludzi?

Reklama

W każdym razie w międzywojennej Polsce przez dwadzieścia lat ogłoszono ją tylko trzy razy – za każdym razem na jeden dzień - po śmierci amerykańskiego prezydenta Wilsona, marszałka Piłsudskiego i arcybiskupa Teodorowicza. Nie ogłoszono jej po zamachu majowym, choć z woli zwycięzcy kilkaset ofiar z obu stron barykady pochowano niezwykle uroczyście na koszt państwa. W latach PRL było podobnie. Tylko śmierć znaczących postaci powodowała opuszczenie flag: Stalin, Bierut, przewodniczący Rady Państwa Aleksander Zawadzki i prymas Wyszyński. Za późnego PRL-u pojawiła się tendencja by żałobę celebrować coraz mocniej i mocniej. Dziś jednak zaskakujące się wydaje, że oficjalna żałoba po Józefie Stalinie trwała tylko jeden dzień - 9 marca, gdy miał miejsce jego pogrzeb. Wszystkie następne trwały już po kilka dni.

Po 1989 wiele się zmieniło. Ogłoszenie żałoby powoduje już nie śmierć wybitnych postaci - żałoba po Janie Pawle II jest tu wyjątkiem - ale spektakularne tragedie, takie które nie schodzą z czołówek mediów. Ten zwyczaj wprowadził Aleksander Kwaśniewski w 1997 ogłaszając żałobę w związku z tzw. powodzią tysiąclecia. Poprzedni prezydent oprócz tej tragedii i śmierci papieża zareagował na jeszcze cztery międzynarodowe tragedie: zamachy w Nowym Jorku, Madrycie i Londynie oraz katastrofalne tsunami z 2004 roku.

Pod tym względem poprzedni i obecny prezydent są do siebie podobni. Da się im zarzucić, że reagują w rytm doniesień medialnych. Można ich podejrzewać o to, że boją się zarzutu o brak wrażliwości, że chcą być "fajnie" współczujący. Wiadomo o jednym i drugim, że emocjonalnie i autentycznie reagowali na doniesienia o ludzkim nieszczęściu, więc z pewnością bardzo zabolałyby ich zarzuty o brak empatii.

Ale w ten sposób politycy oddalili się od dawnej bezpiecznej żałoby "państwowej" i wkroczyli na grząski teren – co każdy obywatel ocenia to w sposób niezmiernie emocjonalny. Nie tylko bowiem politycy są łobuzami w tej historii. Oszaleli, bluzgający żółcią internauci - odważni swą anonimowością - drwiący z żałoby, a nawet z ofiar tragedii. Zadufani celebryci wymądrzający się, który to polityk mniej godnie się zachował w obliczu nieszczęścia. Nikt z tych ludzi nie zauważa, że komentowanie tego staje się dla nich okazją do ogłaszania, kogo najbardziej nienawidzą w polskiej polityce.

Jeśli polscy politycy nie potrafią godnie zachować się w czasie żałoby narodowej, to trzeba stwierdzić, że duża część opinii publicznej tapla się w tym samym błocie. Debata o tym, jak instytucje państwowe powinny czcić pamięć ofiar tragedii jest potrzebna, ale nie w tej formie. Bez powszechnej agresji i partyjniackiego dzielenia Polski na swoich i tamtych. Dziś właśnie z tego powodu ta dyskusja wygląda na niemożliwą, gdyż znów zamieni się w młóckę między kaczystami a antykaczystami. W końcu wiele osób kwestionujących decyzję prezydenta robi to z pobudek politycznych, bo nie akceptuje niczego, co robi Kaczyński. To działa też w drugą stronę, obrońcy prezydenta nie zgodzą się na żadną krytykę pod jego adresem.

A tak w ogóle to za bardzo przywiązaliśmy do drugiego słowa w określeniu "żałoba narodowa". Czujemy, że odnosi się do każdego z nas. Odczuwamy więc opresję, że państwo - a konkretnie Kaczyński - przymusza nas do jej obchodzenia, choć wśród nas są przecież setki tysięcy gruboskórnych drani, których wcale nie wzruszy opowieść matki z Kamienia Pomorskiego - tej co własnymi oczami widziała, jak spłonął jej 2-letni synek. Oni nic nie chcą obchodzić. Na dodatek wściekli są też artyści, bo przez trzy dni nie mogą pracować. Może to i niesprawiedliwe, bo wszyscy inni mogą wtedy zarabiać. Tylko, czy dwa dni po tragedii artyści powinni to ogłaszać? Nie był to przejaw nie tylko wielkoduszności, ale i mądrości. Nawet w oczach osób krytycznych wobec dekretowania powszechnego smutku stają się małostkowymi dusigroszami.

Pewnie jesteśmy też wzburzeni, bo wyczuwamy w żałobie narodowej hipokryzję. Coś, jak w Rosji - gdzie ogłasza się ją po kilka razy w roku. Gdzie jednocześnie wiadomo, że władza przejmuje się losem ofiar tak bardzo jak wypoczywający prezydent Putin zainteresował się losem marynarzy z "Kurska". Zaś w większości krajów Zachodu, gdzie jak wiadomo akcje ratunkowe są tysiąc razy skuteczniejsze niż w Rosji, żałobę ogłasza się dużo rzadziej niż u nas. Najczęściej po śmierci byłych prezydentów czy innych wybitnych postaci. Prawo nie ogranicza działalności rozrywkowej czy artystycznej w te dni. Nakazuje opuszczenie flag do połowy masztów. Zresztą Niemcy swą żałobę nazywają jedynie państwową, nie narodową. Czyli jest to jedynie instrukcja dla instytucji publicznej, jak zachować się z godnością wobec wydarzenia ostatecznego.

Tylko, czy w Polsce ktoś chce takiego technokratycznego podejścia wobec tragedii? Wtedy z kolei usłyszymy pretensje, że ten chłód jest nie do zniesienia, że nie można być obojętnym. Więc politycy będą znów się licytować na wrażliwość, wprowadzać żałoby trzydniowe, pięciodniowe, tygodniowe. W końcu, to my obywatele, tego od nich chcemy.