To był wyrok jednoznaczny. Byłam nawet zaskoczona, kiedy pani sędzia odczytywała kolejne akapity. Bo każdy następny był ciosem w PiS. Wycofać spot, przeprosić, a do tego przeprosić czarno na białym. W pięciu stacjach telewizyjnych, na specjalnych planszach. I odczytać informację: podaliśmy nieprawdę. Dlatego ten wyrok to potrójna kara.
Zastanawiałam się przez moment, czy jest sens, by w ogóle chodzić ze spotami do sadu. W końcu w 2005 r. i potem w 2007 r. mogliśmy oglądać różne ostre filmy kręcone na potrzeby kampanii.
Jednak teraz Platforma nie miała wyjścia. Gdyby nie poszła do sądu, to przez najbliższe tygodnie słyszałaby od PiS, że boi się prawdy wzmocnionej sądowym orzeczeniem. Bo PiS czekało na werdykt w stylu: tak, są kolesie, którym Donald Tusk pomógł załatwić konkretne rzeczy.
Dlatego myślę, że sądowe załatwianie takich spraw ma sens. Jest wręcz konieczne. Ale to było dopiero pierwsze starcie na tej wojnie i jej wynik będzie się zmieniał. Ten wyrok ze wszystkimi konsekwencjami polityczno-prestiżowo-finansowymi każe też spin doktorom dwa razy zastanowić się, zanim nakręcą kolejną spiralę i kolejny spot.