Na nic zdały się argumenty prawników wynajętych przez PiS. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że każda forma agitacji w okresie kampanii wyborczej jest materiałem wyborczym. Teraz PiS musi zamieścić sprostowania na swojej stronie internetowej, oraz w DZIENNIKU i "Gazecie Wyborczej". Nie może także więcej pokazywać zakazanego spotu.
"To pozew za te wszystkie kłamstwa na temat firmy Tomasza Misiaka czy żony Olka Grada" - mówił DZIENNIKOWI jeszcze przed ogłoszeniem wyroku Waldy Dzikowski z PO. "Ze spokojem oczekujemy na wyrok sądu. W tym spocie nie ma nic, co byłoby niezgodne z prawdą" - odpowiadał mu Tomasz Dudziński z PiS, członek sztabu wyborczego.
PO ogłoszeniu wyroku wszystko stało się jasne. Sąd uznał, że PiS nie ma odpowiednich dowodów na poparcie zawartych w spocie tez. Na przykład tej, że to rząd PO doprowadził do upadku stoczni. Zdaniem sędzi, która uzasadniała wyrok, sytuacja polskiego przemysłu stoczniowego jest zbyt skomplikowana, żeby odpowiedzialnością za jego upadek obarczyć tylko rząd Donalda Tuska.
Także oskarżenie padające w spocie, że rząd załatwił firmie senatora Tomasza Misiaka kontrakt na grube miliony, jest, zdaniem sądu, nieprawdziwe. PiS nie potrafił udowodnić, że premier albo któryś z jego ministrów osobiście załatwiał kontrakt firmie senatora Misiaka.
>>> PiS uderzy w Platformę kolejnym spotem
Pozew Platformy przeciwko PiS został złożony wczoraj w trybie wyborczym. Oznacza to, że wyrok musiał zapaść w ciągu 24 godzin. PiS już zapowiedział, że odwoła się od wyroku. Oznacza to więc, że procedura się przedłuży. PiS ma na odwołanie 24 godziny. Sąd będzie miał 48 godzin na rozpoznanie apelacji.
Wcześniej pozew do sądu przeciwko partii Jarosława Kaczyńskiego za "nieprawdziwe informacje" zawarte w spocie PiS złożył były senator PO Tomasz Misiak. "Będę żądał przeprosin w postaci emisji w mediach w takiej samej ilości czasu antenowego jak w spocie" - zaznaczył.