Co powiem mojej córce, która za kilka lat będzie zdawać maturę? Czy będę musiała jej poradzić – jak zrobił w tym roku szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej – żeby nie siliła się na oryginalność, pisząc test maturalny z języka polskiego? A może zasugeruję jej, by nie traciła czasu na kolejne lektury, skoro zbytnie oczytanie może jej przeszkodzić w uporaniu się z tzw. maturalnym kluczem? Czy powiem, że przecież wystarczy opanować kilka chwytliwych słów kluczy, by udowodnić, że się posiadło wymaganą na maturze wiedzę? A może opłacę dodatkowe zajęcia, na których wykwalifikowany nauczyciel podpowie, jakie konkretnie słowa zagwarantują jej maturalny sukces?

Reklama

Już teraz, zresztą pewnie podobnie jak tysiące innych rodziców, martwię się, że będę musiała nauczyć dziecko cynizmu i oportunizmu w podejściu do nauki. I pewnie nie przejmowałabym się tak bardzo, gdyby nie to, że na moich oczach polska szkoła właśnie zmarnowała kolejny rok. Długie miesiące, gdy uczniowie, zamiast czytać lektury i prowadzić w klasie gorące dyskusje, co ich autorzy mieli ważnego do powiedzenia, starali się raczej przewidzieć, co miał na myśli egzaminator, który przygotowywał maturalne testy. A nauczyciele, zamiast zachęcać swoich podopiecznych do odważnego myślenia i samodzielnego formułowania wniosków, po raz kolejny podsuwali im do rozwiązywania maturalne testy. Bo tylko w ten sposób – rozumowali całkiem słusznie – można polskich uczniów dobrze przygotować do najważniejszego w życiu egzaminu. Dobrze, czyli tak, żeby zdali z jak największą liczbą punktów i dostali się na wybrane studia. A że potem nie potrafią samodzielnie myśleć i wyciągać wniosków? Że na polecenia wykładowców odpowiadają: „nie potrafię rozwiązać tego problemu, bo zdawałem w liceum tzw. nową maturę”? To już nie jest zmartwienie polskiej szkoły.

Nowa matura, która wprowadziła osławiony klucz odpowiedzi, wystartowała w 2005 r. I od tamtej pory co roku w maju co światlejsi nauczyciele i naukowcy ostrzegają, że ten standardowy do bólu, odgórnie ustalony przez egzaminatorów schemat oceniania odpowiedzi maturzystów jest – cytuję – „ogłupiający, absurdalny i niemądry”. I apelują, żeby go jak najszybciej zmienić albo chociaż znacząco poprawić. Tak, żeby przygotowania do matury znów były okazją do zdobywania wiedzy, a nie mozolnym ćwiczeniem testowych schematów. I co roku kolejni ministrowie edukacji obiecują, że zajmą się tą sprawą, by potem równie szybko o niej zapomnieć. Aż do kolejnego maja.

W ten sposób zmarnowano już pięć lat. I właśnie dlatego już teraz martwię się, co powiem mojej córce, gdy będzie zdawała maturę.