On – jedna z największych gwiazd telewizji. Dla brukowców newsem godnym pierwszej strony było nawet to, że je ogórkową. Ona – jedna z najpotężniejszych kobiet wielkiej finansjery, wiceprezes największego banku. On – śliczny jak marzenie, ona – piękna jak milion dolarów. A nawet kilka milionów.

Prasa ekscytowała się tym związkiem od dawna. Jego zwalniał on od podejrzeń, że – cytując klasyka – „rzadko widuje się go z dziewczętami”, ona pokazywała, że ma wszystko. Teraz ton komentarzy z lekko pokpiwających zmienił się na jawnie wrogi, bo okazało się, że ona daje mu wielomilionowe zlecenia. Tabloidy widzą ją już w więziennym drelichu, on stał się symbolem patologicznego wyzyskiwacza.

Jeśli doniesienia mediów są prawdziwe, to Niezgoda i Kammel postąpili nieetycznie. Tyle fakty (brednie o więzieniu zostawmy brukowcom). Ale z drugiej strony, cóż takiego zrobił Tomasz Kammel, że wyrzucają go dziś z telewizji publicznej? Wszak niemal każdy telewizyjny dziennikarz prowadzi na boku firmowe imprezy, promocje i festyny. Szkoli, doradza, dorabia. TVP od dwóch dziesięcioleci przymyka na to oko, budząc się tylko, jeśli jakaś gwiazda przegnie i wystąpi w telewizyjnej reklamie. Kammel nie przegiął, robił to, co wszyscy. Tylko to.

A pani Niezgoda? Cóż takiego uczyniła, czego nie robiłoby się w jej środowisku? Wszyscy wiedzą, jak powstawał polski świat wielkich finansów. A to malutki bank założony przez nomenklaturę kupił kilkanaście razy większy bank państwowy, a to bank światowy przejął nasz bank za jego własne pieniądze, a to prezesi banków polskich załatwili zagranicznym kontrahentom prywatyzację za cenę swych wielomilionowych odpraw. Wszyscy to wiedzieli, ale głośne mówienie o tym kompromitowało mówcę niegdyś jako oszołoma, dziś – jako walczącego z układem. Pani Agnieszka, kobieta utalentowana, robiła więc to, co jej szefowie, koledzy, znajomi, wszyscy wokół. Dlaczego właśnie mnie się czepiają, akurat oni?! Tak, ma prawo być zdumiona.

Bo to, co w tej historii jest najciekawsze, leży obok. W historii, która – podkreślmy to – wcale nie jest historią romansu ani nawet historią Kammela i Niezgody. Oto, pisze poważna gazeta biznesowa, „w BPH na konflikt interesów patrzono przez palce”. Jest to rzecz godna albo procesu, albo trwogi.

Poważny, duży, giełdowy bank pozwalał swojej wiceprezes na wydawanie poza kontrolą milionów złotych? Doprawdy? To na co pozwalał pozostałym wiceprezesom, że o prezesie nie wspomnę? A sprzątaczki kradły tam spinacze? I czy grzech pierworodny, grzech założycielski polskiego świata finansów, jest tu bez znaczenia?