W najbliższych wyborach prezydenckich z punktu widzenia PiS jedynym możliwym kandydatem na to stanowisko jest Lech Kaczyński. Gdyby w ustawieniu figur na szachownicy w tej partii zmienić podstawowe figury, wówczas zaczęłaby się między posłami walka o sukcesję. W takiej sytuacji nawet Jarosław Kaczyński nie zaryzykuje spowodowania chaosu w partii i nie będzie próbował zastąpić swojego brata. Bo oznaczałoby to, że ktoś musiałby go zastąpić na stanowisku szefa PiS.
Zacząłby się więc identyczny problem, jaki dziś próbuje zdusić w sobie Platforma. A właśnie dzięki bardzo dobrej organizacji w PiS i wyraźnemu podziałowi ról wszystkie bunty, jakie miały tam miejsce do tej pory kończyły się operetkowymi rewolucjami. Dla wszystkich jest tam jasne, kto kandyduje na prezydenta.
Chociaż Lech Kaczyński obecnie nie ma wysokich notowań w sondażach, to jego przeciwnik, który na razie cieszy się wysokim poparcie systematycznie je traci. Nie ma zatem powodu sądzić, że Lech Kaczyński będzie za rok na przegranej pozycji. W wyborach prezydenckich może się jednak okazać, że poważniejszą rolę odegrają zupełnie inni kandydaci niż Lech Kaczyński i Donald Tusk. Ale dla Prawa i Sprawiedliwości nie ma innego wyboru, jak powtórzenie kandydatury sprzed trzech lat.