ANNA WOJCIECHOWSKA: Mieliśmy rację - zakrzyknęli ludzie premiera i prezydenta po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który miał przerwać tę wojnę na samej górze. Nie ma pani poczucia, że ten wyrok nic nie rozstrzyga, że to była kolejna farsa, która nic nie zmieni?

Reklama

JADWIGA STANISZKIS: Osobiście uważam, że jest to bardzo precyzyjny wyrok. Po pierwsze jasno określa, że prezydent reprezentuje a rząd rządzi. To rząd jest odpowiedzialny za operacyjne ustalenia stanowiska państwa w konkretnych sprawach. Prezydent nie może wyręczać w tej sferze rządu, ograniczać go czy prowadzić, tak jak obecnie, równoległą, często odmienną, jak choćby w sprawie Gruzji, od rządowej politykę. Nie może prowadzić działań w polityce zagranicznej bez skoordynowania ich z rządem - tak informacyjnie jak i w kwestii wyboru formy działania. Po drugie orzeczenie Trybunału jednoznacznie stwierdza, że oczywiście prezydent, jak tylko uzna za stosowne, może uczestniczyć w szczycie, gdy dyskutuje sie tam np. sprawy militarnej strony geopolityki czy sprawy traktatu i może zabierać głos. Jednak i tutaj musi bardzo ściśle współdziałać z rządem. Wyrok ma też charakter otwarty w tym sensie, że współdziałanie, o którym mówi, jest terminem wieloznacznym i może być różnie interpretowany.

I to właśnie może rodzić pytanie, czy w praktyce wyrok cokolwiek zmieni? Co to znaczy współdziałanie?

Trybunał nie mógł wejść głębiej bo przecież zakłada się, że wyrok dotyczy ludzi na najwyższych stanowiskach w państwie: prezydenta i premiera. Zakłada się, że ci ludzie są w stanie osobowościowo i kulturowo ze sobą współpracować w imię racji stanu. Rozstrzyga jednocześnie racje w tym dotychczasowym sporze na korzyść rządu. Rząd ma argument. Orzeczenie jest bardziej wiążące dla prezydenta: mówi, że ma wielką rolę w reprezentowaniu kraju ale że jest ograniczony na tym polu, nie może ad hoc na zasadzie jakieś własnej interpretacji prowadzić działań, zaskakiwać premiera. Prezydent jest związany stanowiskiem rządu, musi się z nim liczyć, nie może go kontestować. To współdziałanie dotyczy także etapu samego wypracowywania stanowiska: kancelaria prezydenta musi współdziałać z MSZ, kancelarią premiera, by na zasadzie wymiany poglądów wypracować jedno stanowisko.

Szkopuł w tym, że rząd po takim orzeczeniu może wyciągnąć wniosek, że właśnie nie musi nic konsultować, tylko wysyłać faksem gotowe stanowiska. Może uznać też, że prezydent mu na szczycie niepotrzebny i samolotu nie dostanie. I mamy kolejne awantury.

Absolutnie nie! Nie ma mowy o tym, co pan Nowak twierdził, że to premier i rząd ustala skład delegacji. To nie tak, że rząd zabiera prezydenta tylko prezydent leci jeśli uzna za stosowne, oczywiście w ramach swoich funkcji.

Pani mówi, że to oczywiste, ale w rządzie już słychać interpretacje uzasadnienia orzeczenia prowadzące do wniosku, że np. na najbliższym szczycie prezydent wcale nie musi być.

Reklama

Oczywiście jest tak, że prezydent powinien uczestniczyć w szczytach, które dotyczą obszaru jego kompetencji. Wątpliwe wydaje się, czy np. w sprawach klimatycznych musi reprezentować państwo. Podobnie jak, czy szczegółowo ma tak jak robi z różnymi rezultatami angażować się w tematyką energii. Stawia tu zbytnio na personalne kontakty a nie na wypracowywanie strukturalnych rozwiązań, które mogą powstać tylko w koordynacji z całą Europą a nie poprzez jakieś przyjazne kontakty z jednym czy drugim politykiem danego kraju, który potem przestaje być politykiem i okazuje się, że z tych kontaktów nic nie zostaje. Ale akurat na najbliższy szczyt prezydent powinien się udać bo on będzie poświęcony m.in. traktatowi lizbońskiemu. Ja się łudzę wciąż, że może w końcu tam powie: podpisuje. Mówienie przez rząd w takiej sytuacji, że się nie zabierze prezydenta jest aroganckie. To niepotrzebne jątrzenie. Przecież wiadomo, że bez asygnaty prezydenta rządowi trudniej się rządzi. Orzeczenie Trybunału wskazuje wręcz na konieczność współpracy. Bez współpracy zaczyna się anarchia i brak sterowności.

Naprawdę wierzy pani, że Trybunał zmusi premiera i prezydenta do współpracy?

Trybunał już wszystko wycisnął z konstytucji, co było możliwe pozostawiając bezzasadnym tworzenie jakiś ustaw kompetencyjnych. To orzeczenie powinno wystarczać dla ludzi kulturalnych i kierujących się dobrem Polski i jej nadrzędnym interesem.

Dla naszych przywódców starczy?

Nie wiem. Zobaczymy. To też będzie test. Będzie trudno bo jesteśmy w okresie przedwyborczym. Jesteśmy w fatalnej sytuacji, że w tak trudnym momencie jak kryzys, jak zwijanie się globalizacji, co wypycha nas na peryferia i wreszcie jak problemy społeczne, dwie główne osoby w państwie są dodatkowo rozdzierane tym współzawodnictwem o prezydenturę.

Jeśli wyrok ich nie przystopuje, to co? Jest jakaś inna szansa?

Ja uważam, że któryś z nich powinien jasno powiedzieć, że rezygnuje ze startu w wyborach. Inaczej ten paraliż będzie się tylko pogłębiać.