Premier i prezydent musieli usłyszeć od Trybunału Konstytucyjnego, że rząd wypracowuje stanowisko naszego kraju, przedstawia je podczas europejskich szczytów, a prezydent jest reprezentantem państwa i do woli może latać rządowym samolotem na międzynarodowe spotkania. Trybunał przyznał rację każdej ze stron. Tyle, że orzekł o rzeczach, które od dawna były jasne.

Reklama

Nikt nie powinien się spodziewać innego rozwiązania. Od dzisiaj jednak trudno będzie odmówić prezydentowi rządowego samolotu. Jeśli tylko Lech Kaczyński uzna, że tematyka zagranicznego spotkania jest dla niego ważna i istotna dla jego urzędu, może lecieć. Od tej pory to on będzie decydował o swoich kompetencjach. A Donald Tusk, cóż... Już dawno żałował tego, że odmówił Kaczyńskiemu samolotu na szczyt w Brukseli. Dzisiaj żałuje jeszcze bardziej. Nie dość, że okazał się przy tym małostkowy, to jeszcze teraz wychodzi na jaw, że nie miał prawa tego zrobić.

>>> PiS i PO kłócą się o wyrok Trybunału Konstytucyjnego

W całej tej sprawie najbardziej mi szkoda autorytetu Trybunału - sędziów i ich czasu, który musieli poświęcić. A przecież nie mogli orzec niczego nowego. Wiadomo też, że obaj panowie będą obwieszczać swoje zwycięstwo. Wydaje się, że spór wygrał prezydent, bo może nie tylko latać, ale i uczestniczyć w unijnych szczytach. Ale czy trzeba było aż orzeczenia Trybunału żeby to usłyszeć? Polityka bywa żenująca, co wynika z charakteru osób piastujących najwyższe funkcje w państwie. Jedną rzeczą jest prawo i polityka, drugą - usposobienie konkretnych ludzi. Kolejny raz okazało się, że małostkowość z rywalizacją górują nad rzetelną współpracą. A temu nie pomoże nawet zmiana konstytucji.

Reklama

_______________________
PRZECZYTAJ TAKŻE:
>>> Zaremba: Koniec wojny o krzesła. Remis ze wskazaniem na prezydenta
>>> Jachowicz: Wojna tyłków o krzesła łatwo się nie skończy