General Motors bankrutuje. Jeśli można mówić o ikonach starego, dobrego kapitalizmu amerykańskiego, jest on właśnie jedną z nich. GM nie odchodzi wprawdzie w nicość, zostanie zrestrukturyzowany, podzielony, może nawet uratowany, ale tego, czym niegdyś był, ocalić się już się nie da. Był wiarą Amerykanów, że odpowiedzialny kapitalizm zatroskany nie tylko o zysk, ale i pracownika jest możliwy. Że taki kapitalizm buduje podwaliny silnego państwa, wzbudza podziw i zazdrość innych. Już nie. Kryzys pogrążył go w odmętach.

Reklama

Cadillacami jeździli prezydenci, gwiazdy filmowe, różowy wóz tej marki Elvisa Presleya przeszedł do legendy. No bo czym mieli jeździć? Toyotami? Stara dobra Ameryka produkowała stare, dobre samochody. Auta GM były jej symbolem nie dlatego, że powstały w Stanach Zjednoczonych, ale dlatego, że pasowały do ich ducha. Wygodne, wielkie, z pojemnymi bakami. Można było nimi przejechać setki mil bez tankowania. Wyprodukowali je zadowoleni robotnicy przywiązani do swojej fabryki i swojego kraju. Dlaczego koneserzy zza oceanu wolą jeździć pojazdami z lat 50., 60., czy nawet 70. niż tymi z lat 90. lub powstałymi po roku 2000? Bo tamte miały duszę, rozmach. Uosabiały wiarę w Amerykę.

Powrót do odpowiedzialnego kapitalizmu typu GM jest niekiedy przepisywany jako recepta na chorobę spowodowaną przez kapitalizm dziki. Orgię spekulantów i maklerów. Niestety. Kryzys zabija oba. Niemcy, które starały się być odpowiedzialne, odnotowują jeden z większych spadów PKB w Unii Europejskiej. W Ameryce z kolei nie tylko banki znalazły się w tarapatach, ale też przemysł z tradycjami. Co dalej, skoro ledwo dyszą zarówno ikony turbokapitalizmu – nowoczesne banki oraz firmy komputerowe (na co sobie zasłużyły), jak i stare, zacne koncerny, ojcowie założyciele gospodarki USA?

Przykład General Motors pozwala pokusić się o odpowiedź. Świat nie wróci do systemów wiążących efektywną produkcję z ochroną pracownika. Powstaną hybrydy państwowo-prywatne o niejasnej strukturze własności i zarządzania. Narodzi się kapitalizm, który nawet nie ma jeszcze nazwy. Może nowy, zrestrukturyzowany General Motors uratuje tradycyjne marki: Chevroleta, Cadillaca, Buicka. Ale będą to już wydmuszki. Auta – tak jak i firma – bez duszy.

Reklama

Jeszcze przed ogłoszeniem bankructwa debatowano nad oddaniem GM Chińczykom, Kanadyjczykom, Rosjanom. Obcym. Nie udało się, ale nie wiadomo co gorsze, legenda w rękach cudzoziemców czy legenda upadła. I w jednym, i w drugim przypadku jej czar pryska.