Dwa, trzy razy w miesiącu na zaproszenie DZIENNIKA będą przyjeżdżali do Polski najwybitniejsi intelektualiści i politycy. I publicznie – w aulach największych uczelni, w obecności najzdolniejszej młodzieży – będą dyskutować o najważniejszych problemach współczesności.

To już było? Nieprawda. Owszem, przyjeżdżają do nas czasem wielkie postaci i przemawiają publicznie, ale są to odosobnione przypadki. My natomiast organizujemy trwałą instytucję. Wielki projekt zapoznania polskiej opinii publicznej z najważniejszymi ideami współczesnego świata. I ludźmi, którzy te idee tworzą. Robimy to dlatego, że polskie życie umysłowe ma poważny defekt. Nadal nie włączyło się na równych prawach do światowego obiegu intelektualnego. Kiedy przejdziemy się ulicami Londynu, Rzymu czy Berlina, w witrynach księgarń zobaczymy książki, o których w Polsce usłyszymy dopiero za kilka lat. Kiedy otworzymy nasze gazety, owszem, znajdziemy teksty zachodnich autorów, ale z reguły wybrane wedle przypadkowych kryteriów. Albo pasują gazecie do bieżących rozgrywek, albo są traktowane jako dodająca prestiżu ozdoba. Co gorsza, nasze gazety nie szukają własnych kontaktów z wielkimi autorami, przez co skazują się na przedruki z prasowych syndykatów, intelektualnych hurtowni, gdzie trafiają teksty najsłabsze, pisane dla wierszówki, a nie dla intelektualnej sławy.

Ktoś powie, że to mała strata. Że nie żyjemy w epoce, w której by szczególnie bujnie kwitło życie umysłowe. Nieprawda. Jeśli mamy wrażenie, że dzisiejsze debaty na temat kapitalizmu, islamu czy Ameryki są nudne, to tylko dlatego, że przedstawiono je nam niekompetentnie i wyrywkowo. Bo pytania, jakimi żyje dziś Zachód, są fascynujące – to pytania o to, czy można dzisiaj sprawnie rządzić państwem narodowym, czy warto bić się o status światowego imperium, kto ma do tego prawo, czy robi to dla dobra innych, czy do tego panowania potrzebne jest wsparcie Boga czy siła pieniądza...

Zresztą nie mamy wyboru. Lepiej śledzić dyskusje o superwładzy Ameryki, o tym, jaki przybierze ideowy kształt, niż być wciąganym w anachroniczne spory paru miejscowych podtatusiałych lewicowców, którzy z uporem dzielą się z nami swoimi kombatanckimi wspomnieniami albo wnioskami z kilku modnych w latach 60. książek, które przeczytali w czasach swojej młodości. Lepiej też ściągać do Warszawy Graya, Perle’a, Żiżka, Podhoretza, niż przeżuwać mądrości innych z kolei redaktorów, którzy mocno wierzą, że wszystko, co ważne, powiedziano jeszcze wcześniej – parę tysięcy lat temu. A dziś to już tylko dekadencja i postmodernizm...

A nasze życie umysłowe tak dzisiaj wygląda. To jałowy spór między tymi, którzy sądzą, że wszystko, co ważne wydarzyło się w ’68 roku, i tymi, którzy dowodzą, że to nieprawda, bo między grzechem pierworodnym a sądem ostatecznym nic ważnego w ogóle się wydarzyć nie może. „DZIENNIK powstał na kontrze wobec tych umysłowych dziwactw. Współczesny świat wydał nam się ciekawy i wart opisania. Z tej ciekawości wziął się też pomysł "Europy", sobotniego dodatku do DZIENNIK, jedynego w Polsce pisma, które na bieżąco opisuje wszystkie ważne debaty i przedstawia je bezstronnie. Dlatego to właśnie dla "Europy" zdecydowali się pisać autorzy wcześniej dostępni polskiemu czytelnikowi głównie z przedruków: Gray, Perle, Podhoretz, Besancon, Hobsbawm, Scruton, Sorman, Ferguson, Gauchet, Finkelkraut, Sloterdijk, Walzer... Zaczęli dla nas pisać, a teraz przyjmują nasze zaproszenie do Polski.







Reklama