Od 18 lat ten serial bije popularnością wszystkie inne. "Na wspólnej", "Na dobre i na złe", "Klan", "Big Brother" nie mogą się z nim równać. Choć kilkakrotnie zmieniała się obsada, choć popularne gwiazdy traciły role i były zastępowane przez miernoty, spektakl niezmiennie budzi niesamowite emocje. A wielu z nas po prostu nie wyobraża sobie bez niego życia.
Bohaterowie "Na Wiejskiej" królują na okładkach czasopism, tłoczą się w programach telewizyjnych, udzielają milionów wywiadów i co rusz trafiają na pierwszą stronę skandalizujących bulwarówek. Wyprodukowano nawet papier toaletowy z gwiazdami serii, a modnisie stroiły się w moherowe berety wypromowane w jednym z odcinków jak tzw. product placement. Żaden inny serial nie ma też tak wielkiego wpływu na język polski. Od czasów filmów Stanisława Barei nigdzie nie rodziło się tak wiele powiedzonek, wyrażeń i określeń.
Jest to też bez wątpienia najbardziej kontrowersyjny z seriali - i to zapewne jeden z kluczy do sukcesu. Wielu Polaków nienawidzi go jak Michała Wiśniewskiego i ze wzgardą odwraca się, a raczej udaje, że się odwraca od bohaterów "Na Wiejskiej". Lecz mimo labiedzeń socjologów i obaw producentów pozycja serialu jest niezagrożona. Wiele atramentu zużyto na krytykę serii. Zarzuca jej się obniżanie lotów, coraz gorszą obsadę i scenariusz, stosowanie prostackich chwytów pod publiczkę, ale te miażdżące oceny nie wywołały katastrofy ani nawet nie wpłynęły na spadek popularności serialu. Polepszyły natomiast los krytyków, którzy spostrzegli, że z narzekania na "Na Wiejskiej" można nieźle wyżyć. Stąd niezliczona liczba analiz, ataków, parodii, żartów, czyli wszystkiego, co sprawia, że pewne dzieła stają się kultowe. "Na Wiejskiej" jest takie na pewno.
Co przesądza o popularności serii? Zapewne to, że - tak jak w przypadku "Potopu" - cały naród ma wpływ na kształt obsady. Lecz nie bez znaczenia jest także to, że serial ów dzieje się ciągle. Nie ma odcinków, jest nieustanna akcja, zamierająca niekiedy na czas świąt i wakacji, a i to bardzo rzadko. Każda godzina może przynieść nowe wydarzenia, o których zaraz dowiemy się z internetu, telewizyjnych i radiowych wiadomości czy serwisu TVN 24. Odnotowuje się już zresztą pierwsze wypadki uzależnienia od "Na Wiejskiej". Osobę uzależnioną można poznać po tym, że zaraz po przebudzeniu włącza telewizor na TVN 24.
Innym elementem przesądzającym o popularności "Na Wiejskiej" jest pierwiastek sportowy tego widowiska. Widz nie tylko utożsamia się ze swym bohaterem, ale też mu kibicuje, potępiając w czambuł zawodników konkurencyjnych drużyn. Przypomina to nieco rzymskie i bizantyjskie związki polityki z wyścigami rydwanów. Kibice dzielili się na Zielonych lub Niebieskich (nazwy pochodziły od kolorów zaprzęgów), a ich sportowo-widowiskowe stowarzyszenia stanowiły istotną siłę polityczną, z którą liczyli się cesarze. Na stadionach często powstawał tumult. Tak samo teraz towarzystwo często kłóci się przed telewizorem.

Dynastia, czyli Prawo i Sprawiedliwość
Jarosław Kaczyński - kiedy nie był premierem, krytykowano go, że nie jest premierem. Kiedy został premierem, krytykowano go za to, że jest premierem. Najbardziej kontrowersyjna postać "Na Wiejskiej". Porównywany z Gomułką i Piłsudskim. Kiedyś wolał kreować inne gwiazdy, w końcu sam postanowił wyjść z cienia i - podobno - premierostwo sprawia mu frajdę. Kaczyński, chociaż z wyglądu nie przypomina Supermana, wykazuje się niesamowitą sprawnością i siłą. Od ponad roku jest na celowniku opozycji i większości mediów, które wespół próbują go ustrzelić, niezależnie od tego, czy jest akurat sezon polowań na kaczki, czy nie. Kaczyński dotychczas z zadziwiającą łatwością pokonuje wszelkie przeszkody i spada na cztery łapy, w czym przypomina swe ulubione zwierzęta - koty. Kilkakrotnie odtrąbiano upadek Kaczyńskiego i za każdym razem wiadomości o jego śmierci okazywały się przedwczesne. Ani rozpad koalicji z Samoobroną, ani skandale związane z LPR i ludźmi Andrzeja Leppera nie skruszyły pozycji Prawa i Sprawiedliwości. Budzi to frustracje zarówno przeciwników politycznych (politycy PO byli pewni, że taśmy Beger wykończą PiS), jak i niechętnych mu mediów, które czasem wręcz wyją z bezsilności.
Pytanie jednak, ile w tych manewrach premiera kunsztu i precyzyjnej kalkulacji, a ile fartu i szczęścia. Wywalenie Leppera z rządu zakończyło się klapą. Kaczyński nie przeciągnął na swoją stronę posłów Samoobrony, a nadział się na bolesną prowokację Renaty Beger. Premier, wbrew opiniom apologetów, czasem traci panowanie nad sytuacją, a wtedy puszczają mu nerwy, co można poznać po natarczywych, ale głupawych wypowiedziach, jak ta o zomowcach ze Stoczni Gdańskiej. W dodatku można czasem odnieść wrażenie, że Platforma Obywatelska stała się obsesją szefa rządu, a jej zniszczenie przesłoniło inne, znacznie ważniejsze cele.

Lech Kaczyński - w odróżnieniu od brata raczej pomyłka obsadowa. Prezydentowi prezydentura nie służy. Można odnieść wrażenie, że go męczy i nudzi. Po roku spędzonym w Pałacu Prezydenckim Kaczyński nadal nie potrafi się w nim odnaleźć i znaleźć własnego stylu sprawowania najważniejszej roli w serialu. Zresztą chyba już nie najważniejszej. Postacią numer jeden stał się zdecydowanie premier, a głowa państwa za sprawą specyficznej konstelacji rodzinnej zdecydowanie straciła na znaczeniu.
Od czasu do czasu Lech Kaczyński próbuje zerwać z emploi aktora drugiego planu i wykonuje kilka gwałtownych posunięć. A to zaangażuje się w sprawy WSI, a to rozpocznie peregrynacje po Polsce, a to ułaskawia karpia. Te zrywy szybko się jednak kończą i prezydent popada w letarg ubarwiany rozmaitymi wpadkami. "Małpie w czerwonym" daleko do bełkotania nad grobami pomordowanych Polaków w Charkowie, ale histeria wywołana tym potknięciem jest znacznie większa. Kaczyński miał kiepską prasę, jeszcze zanim został głową państwa, co upodabnia go do Davida Craiga - najnowszego Bonda. Różnica między nimi polega na tym, że kreacja Craiga zamknęła usta malkontentom. A Kaczyński wciąż nie może wejść w rolę.

Kazimierz Marcinkiewicz - księżniczka Diana dynastii. Najpopularniejsza postać serialu, która jednak jakoś nie może dla siebie znaleźć miejsca na dworze. Marcinkiewicz zażądał zbyt ważnej roli wicepremiera i na mniej nie chciał się zgodzić, więc pokazano mu figę. To zresztą całkiem słodka figa, bo nazywa się PKO BP, w którym gwiazda naszego serialu znajdzie zatrudnienie, ale… Nie ma co ukrywać, że to boczna odnoga scenariusza i ta część fabuły nie jest zbyt przyszłościowa. Co gorsza, z banku trudno będzie wrócić Marcinkiewiczowi do głównego nurtu. Już teraz suszy mu się głowę, że nie ma odpowiednich kwalifikacji do roli prezesa banku. W dodatku bankowcy to typy ze swej natury po pierwsze, antypatyczne, po drugie, raczej żyjące w cieniu, więc kapitał byłego premiera w postaci uwielbienia mas może się rozpuścić jak kostka lodu w drinku finansisty. Bardzo możliwe, że sympatyczny Kazio zaprzepaścił swoja karierę, ale równie prawdopodobne, że jeszcze zawalczy. Może zaskoczy nas nowymi odcinkami blogu, startami w rajdzie Paryż - Dakar albo lotem na stację kosmiczną. Najprawdopodobniej wybierze jednak znacznie tańszą taktykę - będzie cierpliwie czekał na katastrofę, która umożliwi mu powrót na białym koniu.

Przemysław Edgar Gosiewski - aktor charakterystyczny. Raczej komediowy, choć chyba niechcący. Dumny budowniczy stacji we Włoszczowie, autor niepowtarzalnie bełkotliwych i czerstwych wypowiedzi przed kamerami. Spryciarz. Im mocniej się go atakuje za rozmaite rzeczy, głównie za ową Włoszczowę, tym chętniej i częściej mówi, że zrobi wszystko dla swoich kochanych wyborców.
Brak charyzmy Gosiewski nadrabia mrówczą pracowitością i bezgraniczną lojalnością wobec Jarosława Kaczyńskiego. W latach 90. Liga Republikańska toczyła rozmowy z prezesem PC tymże Jarosławem Kaczyńskim na temat współpracy. Przyszły (bardzo przyszły) premier wabił młodych ideowców, ale ci pozostawali sceptyczni, a jeden z nich rzekł: "Teraz to pan nam złote góry obiecuje, ale jak przyjdzie co do czego, to liczyć się będą mierni, ale wierni". Po czym i on, i Kaczyński spojrzeli na siedzącego nieopodal Gosiewskiego. Dzisiaj Kaczyński lubi się nad Gosiewskim poznęcać i pożartować z niego. Ale oczywiście dobrotliwie.

Jacek Kurski - więzień emploi. Jak Janusz Gajos od Janka Kosa, tak on rozpaczliwie usiłuje się uwolnić od roli bulteriera Kaczyńskich. Średnio mu wychodzi. Zapewnia o tym, że wydoroślał, że się ustatkował, że nie jest już harcownikiem i jak ktoś mu już zaczyna wierzyć, wtedy rozpętuje aferę billboardową. No i już nie kojarzy się z niczym innym. Biedak. Do końca tej serii będzie psem łańcuchowym reżimu.

Anna Fotyga - niełatwo w to uwierzyć, ale minister spraw zagranicznych. Porażka na miarę "Wojny światów" Stevena Spielberga. I chyba zwiastun nowego trendu, z którego powinny być zadowolone feministki. Kolesiostwo jest bowiem wypierane przez koleżankostwo. Lech Kaczyński ma grono oddanych i godnych zaufania koleżanek. Kolegów jakoś mniej, co mu się zresztą chwali.


Złotopolscy, czyli Platforma Obywatelska
Donald Tusk - jest trochę jak bohater filmu i książki "American Psycho". Na pierwszy rzut oka ucieleśnienie niewinności - błękitnooki cherubinek, delikatny, zrównoważony w każdym calu, nienaganne maniery i duży urok osobisty. A jednocześnie bez skrupułów i mrugnięcia swym błękitnym okiem wykańcza inne gwiazdy w Platformie Obywatelskiej. Uznał chyba, że nie dostał głównej roli w serialu, ponieważ był zbyt miękki i prezentował się zbyt poczciwie. Zatem teraz udowadnia, że twardziel z niego pierwszej wody i - jeśli tylko akurat nie wyjedzie do Egiptu, by łyknąć nieco słońca - potrafi wykazać się determinacją, konsekwencją, a nawet brutalnością. Jest bliski tego, by wyjść z szufladki, do której go wsadzono. Skali jego talentu chyba nie doceniano. A jednak ma problemy. Jakoś naród nie chce ulec jego urokowi, a nawet własny klan czasami mu bruździ.
W jednym bardzo przypomina swojego głównego rywala Jarosława Kaczyńskiego. Tak jak tamten ma obsesję platformerską, tak ten ma obsesję pisowską. W tym wypadku porzekadło "Kto się czubi, ten się lubi" zdecydowanie nie ma zastosowania.

Mirosław Drzewiecki - gdyby wybrał karierę teatralną, spokojnie mógły zagrać Nosa w "Weselu" Wyspiańskiego. W serialu gra halabardnika, ale bardzo ważnego - na dworze Donalda Tuska. Zawsze i w każdej chwili gotów jest mu przytaknąć.
Mało kto wie, ale Drzewiecki to historyczna postać. W 1992, w czwartym sezonie "Na Wiejskiej", po uroczym wieczorze spędzonym w barze Za Kratą rozkrochmalony Drzewiecki zobaczył Sławomira Siwka (wówczas PC, dziś Zarząd TVP) i zebrało mu się na krotochwile. "Siwek!" - zawołał. "Co?" - zdziwił się pan Sławomir. "Załatwimy was!" - sapnął Drzewiecki, któremu wyleciały z głowy lepsze pomysły. Następnego dnia Siwek w radiu opowiedział, że liberałowie chcą ich wykończyć. I tak się zaczęło.

Jan Rokita - wielki, wielki talent, któremu jakoś nie jest dane odegrać roli na miarę jego ambicji. W zeszłym sezonie był postacią pierwszoplanową, w tym - drugoplanową, a niewykluczone, że w następnym będzie trzecioplanową. W Platformie wykańczano go od miesięcy, czasami w bardzo podły sposób. Kiedyś na przykład, podczas wyjazdowego posiedzenia klubu, Rokita miał zabrać głos jako ostatni. Ale gdy powstał, zgasło światło, przyszedł woźny, który oznajmił, że jest awaria i trzeba kończyć obrady.
Samotnik. Kiedyś oszacował liczbę swych zwolenników w klubie na… jedną osobę. To jednak akurat nie efekt jego legendarnego trudnego charakteru, lecz następstwo przedwyborczych działań Grzegorza Schetyny i Donalda Tuska.
Niedawno Rokita spotkał w księgarni (gdzieżby indziej) pewnego człowieka, któremu życie bardzo się pokomplikowało. "Upokorzenia czynią doskonalszym. To jedna z zasad konserwatyzmu" - pocieszył go "premier z Krakowa". Nic dziwnego, że miał pod ręką akurat tę maksymę.

Hanna Gronkiewicz-Waltz - myli programy, torebki i strony. Programy, bo przyszła kiedyś do TVN24, choć była zaproszona do TVP 3. Torebki, bo wyszła z telewizji, zabierając torebkę swoją i Leny Kolarskiej-Bobińskiej. Strony, bo na pytanie, w której ręce syrenka ma tarczę, powiedziała, że w prawej i pokazała lewą. Obecnie prezydent Warszawy.


Słoneczny patrol, czyli Samoobrona
Andrzej Lepper - jak zwykle bosko opalony. W mijającym sezonie wicepremier usiłował dokonać wielkiej metamorfozy mającej przemienić brzydką poczwarkę w pięknego motyla, ale na razie utknął i nie może rozwinąć skrzydeł. A szło mu całkiem dobrze. Bronił byłych ministrów spraw zagranicznych przed Antonim Macierewiczem, a gdy Kaczyński przepędził go z rządu, narzekał na niego wspólnie z samym Donaldem Tuskiem. Czyli znalazł się w najlepszym towarzystwie. Niestety, ta przemiana niezbyt spodobała się publiczności, która ukarała Leppera w wyborach samorządowych. Teraz wicepremier nie walczy już o bardziej sympatyczną rolę, ale o to, żeby w serialu w ogóle przetrwać, bo seksafera może zmieść nie tylko Stanisława Łyżwińskiego, ale i całą partię, z jej gwiazdą na czele.

Łyżwiński Stanisław - dość nieoczekiwanie przypadła mu rola głównego czarnego charakteru. A ponieważ seriale zazwyczaj kończą się happy endem, może wylądować w więzieniu.

Renata Beger - diwa Samoobrony o rubensowskich kształtach i romantycznie rozpuszczonych włosach. Kiedyś słynęła z kurwików w oczach, teraz utrwaliła emploi wampa wysysającego krew z żył swoich absztyfikantów. Przekonał się o tym Adam Lipiński. Bez dwóch zdań - kobieta fatalna.


Zagubieni, czyli Liga Polskich Rodzin
Roman Giertych - rok temu był młodym zdolnym, lada chwila będzie honorowym przewodniczącym Staruszków Wszechpolskich. Posiwiał i postarzał się nieprawdopodobnie. Ale też trudno mu się dziwić. Serialowe losy nie szczędzą mu razów. Nie lubią go młodzi i ojciec Rydzyk, nie lubią gazety, nie lubi PiS, nie lubi opozycja, teraz nawet wszechpolacy go nie lubią, jak się od nich odciął. W każdym serialu musi być taki ktoś, kto budzi jednoznacznie negatywne emocje - jak dręczący Isaurę Leoncio. I trzeba przyznać, że Giertych to obsadowy strzał w dziesiątkę.

Wojciech Wierzejski - taki serialowy Papkin. Krzyczy, miota się, pisze, wygraża, pręży muskuły, wzywa do walki, a w końcu przegrywa z Gamoniami i Krasnoludkami. Zabawna postać.

Krzysztof Bosak - inteligentny, wyszczekany, a jego wszechpolskość rozcieńczona jest kropelką wstydliwości. Kiedy się do tego dołoży wydatne usta, nie powinien dziwić fakt, że przez portal Gejowo.pl został uznany za najseksowniejszego działacza Młodzieży Wszechpolskiej.

Czterej pancerni i pies, czyli Lewica i Demokraci
Wojciech Olejniczak - młody, ale nie bardzo już wiadomo, czy zdolny. Przystojny i w związku z tym kręci się wokół niego wielu facetów, ale na lewicy to nie powinno dziwić. Swoje kładzie mu do głowy Krzysztof Janik, swoje Jerzy Szmajdziński, swoje Leszek Miller, a swoje Sławomir Sierakowski. Chłopina musi mieć od tego niezły mętlik, więc na razie mało mówi, ale za to pięknie się uśmiecha.

Jerzy Szmajdziński - nieśmiertelny. Christoper Lambert musiałby mu uciąć głowę, żeby w końcu wypadł z obsady. Z poprzedniej serii na dobre role załapali się nieliczni ludzie lewicy, a na ich czele oczywiście Szmajdziński. Ten aktor drugiego planu podobno przemyśliwa o karierze solowej. Chce nawet powalczyć o prezydenturę. Niewykluczone, że będziemy świadkami narodzin wielkiej gwiazdy komedii.

Aleksander Kwaśniewski - największa gwiazda poprzedniej serii. Teraz jak Anthony Hopkins po "Milczeniu owiec" nie bardzo może znaleźć dla siebie odpowiednią rolę. Myślał o karierze za granicą, ale go tam nie chcieli. Na tournée jeździ zatem po polskich prokuraturach, a w wolnym czasie spiskuje z Andrzejem Olechowskim. Jakby co, zawsze może się zatrudnić w TVN Style.

Marek Borowski - koledzy chcieliby go posłać na emeryturę, ale on akurat przeżywa drugą młodość. Chciałby zostać główną gwiazdą tego wątku serialu, ale nie będzie mu łatwo. Wśród towarzyszy ma bowiem opinię zdrajcy, który w dramatycznym momencie próbował rozwalić SLD. W ogóle Borowski jest mistrzem prób - próbował rozwalić SLD, próbował założyć nową partię lewicy, próbował zostać prezydentem Polski, próbował zostać prezydentem Warszawy. To człowiek, który musi się kontentować nie wygranymi, ale nikłymi rozmiarami porażek. Byle mu to nie weszło w krew.

Janusz Onyszkiewicz - serialowy statysta. Tacy też są potrzebni.

Samo życie, czyli PSL
Waldemar Pawlak - Buster Keaton "Na Wiejskiej". Zawsze kamienna twarz, niezmącony spokój i slogany o Polsce, rozwiązywaniu problemów, programie, a nie personaliach, normalności. Uratował PSL przed katastrofą i ma szansę zostać następcą Mieczysława Fogga - za 40 lat będzie recytował te same teksty.