Placówki służby zdrowia mogą być rentowne i przynosić zyski. Oczywiście służba zdrowia jest w Polsce niedofinansowana, ale skoro nie możemy mieć na razie więcej pieniędzy, musimy nimi mądrze zarządzać. Aby pomóc szpitalom, a więc i pacjentom, trzeba się w pierwszej kolejności zastanowić nad tym, czy wszystkie placówki są potrzebne.
W niektórych miejscach szpitali jest więcej niż pieniędzy, które są konieczne, aby je utrzymać. Tak jest właśnie np. na Dolnym Śląsku. Ponadto szpital, aby nie generował długów, musi być sprawnie zarządzany. Nie może wydawać niepotrzebnych pieniędzy, zatrudniać zbędnych pracowników. Kiedy objąłem fotel dyrektora Szpitala Wolskiego, sprawdziłem dokładnie, na co wydawane są pieniądze: od ołówków po największe zakupy, żeby wyeliminować zbędne koszty. Każdy oddział czy poradnia dostały swój budżet. Wydatki kontrolują więc szefowie tych jednostek. To przynosi wymierne efekty.
Takie metody nie pomogą jednak placówkom bardzo zadłużonym, jak na przykład ten we Wrocławiu. Dwustumilionowego długu Akademickiego Szpitala Klinicznego, o którym mówi się teraz najczęściej, nie da się spłacić. Wmawianie, że jest to możliwe, jest oszukiwaniem i mydleniem oczu pacjentom i pracownikom tego szpitala. Doraźne zastrzyki pieniędzy nie zmienią sytuacji. Jestem pewien, że za trzy lata, kiedy przyjdzie kolejny termin na oddanie zaległości, znów zobaczymy na konferencji prasowej dzieci chore na raka.
Aby pomóc szpitalom takim jak ten we Wrocławiu, trzeba przede wszystkim sprawić, żeby nie generowały dalszych długów. Jak to zrobić? Szpitale muszą zacząć działać jak inne podmioty gospodarcze - powinno się je przekształcić w spółki użyteczności publicznej. Byłaby to instytucja publiczna, ale w formie spółki. Prawo nie pozwala na zadłużanie się spółek, a w razie takiej sytuacji, natychmiast wprowadzany jest w życie program naprawczy. Jestem przekonany, że wówczas długi byłyby spłacone.
O tym rząd w ogóle nie mówi. Nie wskazuje też na inne rozsądne rozwiązania. Bo czy propozycje premier Gilowskiej i ministra Religi sprawią np., że z dwóch szpitali powstanie jeden, który nie będzie zadłużony? Nie. Czy coś się zmieni, jeśli szpital jest źle zarządzany? Też nie. Co więcej, jednorazowa pomoc finansowa daje niejako pozwolenie na dalsze zadłużanie. Bez przekształcenia szpitali w spółki placówki nie wyjdą ze spirali zadłużenia. Oczywiście szpitale są bez przerwy narażone na coraz to nowe długi.
Zaległości mogą powstawać także wskutek polityki NFZ. Załóżmy, że w danym powiecie na jeden szpital Fundusz ma jeden mln złotych. W przypadku powstania małego szpitala prywatnego, NFZ wykrawa dla niego środki z puli przeznaczonej dla szpitala publicznego. Publiczna placówka, która ma obowiązek leczyć każdego, nawet jeśli nie ma już na to pieniędzy, popada w długi. Prywatne placówki nie przyjmują przecież ciężko chorych, tacy pacjenci trafiają do szpitali publicznych.
W tym roku z powodu podwyżek dla lekarzy szpitale mogą mieć dodatkowe kłopoty finansowe. W 2007 roku na podwyżki ma być przeznaczone cztery mld złotych. Ale żeby tych pieniędzy wystarczyło, NFZ musiał zmniejszyć kontrakty ze szpitalami, zmniejszyć liczbę osób, za leczenie których zapłaci. A przecież społeczeństwo nie wyzdrowiało, do lekarzy nie przyjdzie mniej osób, wręcz przeciwnie - zestarzało się. Można się więc spodziewać, że szpitale publiczne znów będą musiały leczyć pacjentów, za których Fundusz już nie zapłaci.
Większość z 30 szpitali, które borykają się z niebotycznymi długami, ma zaległości jeszcze z czasów kas chorych. Po ich wprowadzeniu nie zamknięto tych placówek, które powinny być zamknięte. Płacono tak, że szpitale udzielały zbyt dużo świadczeń za coraz mniejsze pieniądze. Ponadto, po powstaniu kas, 10 proc. pieniędzy skierowano do sektora prywatnego, a sektor publiczny nie zdążył się o tyle zmniejszyć. Kasy chorych były samodzielne i dolnośląska zrobiła eksperyment, który skończył się tak, jak widzimy - długami, których od kilku lat szpital nie jest w stanie spłacić.
Jak to możliwe, że szpitale, które od wielu lat są mniej lub bardziej zadłużone, cały czas funkcjonują? Firmy, które robią lekarstwa, mogą je sprzedać tylko szpitalom. Poza tym, prędzej czy później otrzymają zapłatę. A jeśli będzie ona spóźniona, dostaną pieniądze z odsetkami. Także dla innych firm, nie farmaceutycznych, szpitale to dobrzy klienci, mimo że niewypłacalni od razu. Szpital nie zmieni adresu, nie wyjedzie za granicę ani nie przepisze majątku na żonę, ma konto w NFZ - jednym słowem to bezpieczny dłużnik. Dlatego firmy, choć blokują na jakiś czas pieniądze, chętnie współpracują ze służbą zdrowia.
Marek Balicki, b. minister zdrowia, dyrektor warszawskiego Szpitala Wolskiego
Szpitale powinno się przekształcić w spółki użyteczności publicznej. Prawo nie pozwala na zadłużanie się spółek, a w razie takiej sytuacji, natychmiast wprowadzany jest w życie program naprawczy - pisze "Fakcie" Marek Balicki, były minister zdrowia.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama