Parlament kończy prace nad ustawą nowelizującą VAT. Ale to jeszcze nie słynna ustawa podnosząca stawki podatku. Ta ustawa przystosowuje przepisy podatkowe do tego, co wynika ze zmienionych jakiś czas temu klasyfikacji statystycznych.

Reklama

To zaledwie preludium do tego, co czeka nas w najbliższych miesiącach. Myliłby się bowiem ten, kto sądziłby, że w trosce o dobre samopoczucie podatników – o ile ci mogą takie mieć, gdy rosną podatki – rząd zebrał wszystkie swoje pomysły w jednym spójnym projekcie. Może ułatwiłoby to życie przedsiębiorcom, ale utrudniło uchwalanie – jak twierdzą jedni, albo przepychanie – jak przekonują inni, przez Sejm planowanych przepisów.

I dlatego od kilku tygodni mamy prawdziwy wysyp projektów ustaw zawierających przepisy podatkowe. Albo jako główny składnik legislacyjnego dania, albo jako przystawka lub deser. Wysyp spowodowany rozmnażaniem się ustaw przez podział, wyłączenia i przenoszenie przepisów między ustawami. Dobrym przykładem jest wspomniana ustawa wprowadzająca podwyżki stawek VAT. Początkowo miała ona zawierać wszystkie niezbędne zmiany w przepisach vatowskich: podniesienie stawek, zmiany w rozliczeniach, przepisy o kasach i przepisy o dalszych podwyżkach, gdyby okazało się, że obecne to za mało.

Gdy pojawił się jednak jej projekt, przepisy o dalszych podwyżkach gdzieś wyparowały. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że jednak ich nie będzie. Nim większości zainteresowanych udało się wgryźć w ten projekt, okazało się, że rząd przyjął projekt ustawy okołobudżetowej, w której znalazły się przepisy o podwyżce stawek VAT od 1 stycznia 2011 r. Te same, które były wcześniej w nowelizacji ustawy o VAT. Ale tylko te, reszty przepisów nie było. Co z nimi? Trafią do innego projektu. Ustawa podzieliła się na części. A przecież w ministerstwie czeka jeszcze ustawa zawieszająca możliwość odliczenia VAT od samochodów i paliwa. Summa summarum ustaw zmieniających VAT jest już kilka, a niewykluczone, że będą dalsze. Na domiar złego nie wszystkie te przepisy uda się uchwalić tak, by weszły w życie w tym samym czasie. Podatników czeka zatem nerwowe wyczekiwanie, co i kiedy się zmieni i jak przypilnować, by w rezultacie tej chaotycznej legislacyjnej gorączki nie przegapić czegoś, co może odbić się na ich portfelach.