To PSL w ramach podziału łupów przypadły tysiące stanowisk w strukturach Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Każdy rolnik biorący unijne dopłaty widzi, w czyich rękach są unijne pieniądze. Przed ARiMR ustawiają się kolejki po dotacje (ostatnio 100 tys. zł) na założenie firmy i to ona ustanawia kryteria dostępu do tych środków. Zwykle można je dostać właściwie bezwarunkowo, więc chętnych jest wielu. W ostateczności o tym, kto je dostanie, zadecyduje urzędnik agencji. Tytułów, żeby starać się o publiczne pieniądze, jest na wsi wiele.
Agencja Rynku Rolnego także jest w rękach ludowców. Już nie decyduje o cenach w skupie interwencyjnym, bo te ustalane są w Brukseli, ale nadal jest ważna. Struktury ma w całym kraju. Podobnie Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (KRUS). Nie tylko wypłaca emerytury rolnicze, lecz także wysyła do sanatoriów, wypłaca zasiłki itp. PSL, przez osobę pierwszego sikawkowego, czyli Waldemara Pawlaka, panuje nad strukturami ochotniczych straży pożarnych.
To dzięki niemu remizy mogą zarabiać na handlu alkoholem. W kołach gospodyń wiejskich najbardziej aktywne są panie z PSL. Kadry banków spółdzielczych też tradycyjnie stanowią członkowie tej partii. To dlatego PSL tak stanowczo protestuje, by ponad 2 mld zł, które mają na kontach Lasy Państwowe, mogły nadal zasilać kasy banków spółdzielczych. Minister finansów chciałby je wcielić do systemu finansów publicznych, co wiązałoby się z przeniesieniem pieniędzy do Banku Gospodarstwa Krajowego.
Można więc powiedzieć, że chce Lasy Państwowe znacjonalizować jeszcze bardziej. Ale ponieważ nacjonalizacji nikt się w Polsce nie boi, PSL zaczyna ludzi straszyć... prywatyzacją Lasów. Wszystko po to, żeby zostało po staremu.
Dzięki obecności w koalicji rządzącej PSL zyskało na wsi monopol władzy. Spadek słupków popularności może wynikać z tego, że źle jej używa. Dziesiątki miliardów złotych, jakie płyną na wieś, w nikłej części zasilają gospodarstwa najmniejsze, a tych jest najwięcej. Państwo nie robi nic, by ich właściciele stanęli na własnych nogach, nie pomaga im zacząć legalnie zarabiać poza rolnictwem. Wiejskiej biedy PSL nie dostrzega, a PO uważa, że to sprawa koalicjanta. Tych wyborców zagospodarowuje PiS.
Naturalnym elektoratem PO powinny być wielkie gospodarstwa towarowe. To one stanowią o jakości naszego rolnictwa. Śmiało można by je wcielić do gospodarki, objąć powszechnym systemem podatkowym i ubezpieczeniowym. Dając jednak w zamian pewność, że państwo nie zabierze im dzierżawionej ziemi. Tymczasem Platforma się nimi nie interesuje, a PSL konsekwentnie dzierżawioną ziemię próbuje odbierać. Za takim rządem głosować nie będą.
PSL nie reprezentuje interesów najbiedniejszych ani najnowocześniejszych rolników. Zabiega o takich, jak ci, którzy zasiadają w Sejmie – posiadaczy kilkudziesięciu, czasem kilkuset hektarów. To oni na wejściu do UE zyskali najwięcej i to im najbardziej zależy, żeby państwo nadal fundowało im emerytury i pozwalało nie płacić podatków. Żeby się nie wtrącało. Więc Platforma, dla dobra PSL i koalicji, nie zamierza nie tylko przeprowadzać na wsi reform, ale nawet zacząć wreszcie liczyć dochodów rolników. Na takiej polityce wobec wsi w konsekwencji stracić może nie tylko PSL, ale także PO. Za bardzo sobie rolnictwo odpuściła.