Polityka nakładania na samorządy nowych obowiązków bez zapewnienia zaplecza finansowego prędzej czy później musiała spowodować paraliż. W rzeczywistości oznacza przekazywanie w dół niezdolności do rozwiązywania problemów. Mechanizm jest prosty: jeśli rząd nie potrafi rozwiązać problemu, przekazuje go samorządom. Potem już tylko wymaga, bo raczej nie płaci.
Tak jest z kolejami. Samorządy wojewódzkie zostały zaangażowane w przewozy regionalne, choć nie dostały na to środków. Skutkiem był wrześniowy paraliż.
Tak jest w nauczycielami. Rząd przyznaje im podwyżki, ale dotacje przekazuje nie na nauczyciela, lecz ucznia. W efekcie gminy tracą rocznie setki milionów złotych.
Reklama
Tak jest z przedszkolami. Samorządy z powodu źle przygotowanej rządowej reformy musiały zapewnić miejsca wszystkim pięciolatkom. To spowodowało podwyżkę opłat, za którą premier zganił właśnie samorządowców.
Przykłady można mnożyć. Ostatnie kroki rządu spowodowały jednak, że samorządy znalazły się pod ścianą. Wygenerowany głównie przez rząd ogromny deficyt finansów publicznych zmusza resort finansów do nakładania na samorządy ostrzejszych ograniczeń w zaciąganiu nowych zobowiązań. Z drugiej strony władza centralna każe im wykonywać nowe obowiązki, ale nie daje dodatkowych środków.
Choć wszyscy wiedzą, że przepisy są fikcyjne, to odpowiedzialny jest zawsze ten na niższym szczeblu. Rząd jakby nie zauważał, że klęską całego państwa jest sytuacja, w której samorządy przestają wykonywać część swoich obowiązków. I nie chodzi tylko o to, że nadzór budowlany nie nałoży mandatów, przez co uszczupli budżet. Ważniejsze jest, że coraz bardziej niewydolne państwo nie będzie w stanie sprostać wyzwaniom nowoczesności i jak kotwica pociągnie społeczeństwo w dół.