Bo jak upadniesz, to już raczej się nie naprawisz. Jak pokazują statystki dotyczące upadłości konsumenckiej, dotychczasowe rozwiązania są na tyle restrykcyjne lub niepraktyczne, że chętnych można policzyć na palcach. To paradoks, bo politycy lubią chwalić przedsiębiorczość Polaków, opowiadać o sile polskiej gospodarki i jej wolnorynkowym charakterze. Zapominają o rzeczy oczywistej. Tak jak recesja jest elementem cyklu koniunkturalnego w gospodarce, tak samo bankructwo jest elementem przedsiębiorczości.
W interesie państwa jest, by zarówno firmy, jak i obywatele gdy padną, mogli szybko powstać. Bo nie tylko w interesie wierzycieli jest, by zapewnić dłużnikowi minimum życiowego komfortu tak, aby mógł spłacać dług. Także jest w interesie państwa, by dla osób, które dotknęła upadłość konsumencka, była ona czyśćcem, a nie piekłem. By dłużnik mógł wrócić do normalnego życia, oddać dług i płacić podatki. Niestety dotychczasowe rozwiązania dotyczące upadłości konsumenckiej są typowe, jeśli chodzi o polskie prawo. Autorzy ustawy bali się, że dłużnicy będą kombinować i oszukiwać, więc przykręcili śrubę. W efekcie powstała kolejna ustawa pisana w domyśle dla oszustów, a nie obywateli.
Teraz rząd wreszcie poszedł po rozum do głowy i szykuje rozwiązania idące we właściwym kierunku. Jednak ważne, by z kolei nie przedobrzył w drugą stronę. Dlatego musi doprecyzować przepisy o możliwości skorzystania z ustawy w przypadku niewypłacalności na skutek konieczności zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych dłużnika i jego bliskich. Tak by po wejściu w życie zmiany z upadłości konsumenckiej nie musieli korzystać wierzyciele.