Państwo z uporem godnym lepszej sprawy utrzymuje monopol w wielu newralgicznych sektorach rynku. Gdyby nie konieczność dostosowania się do unijnych dyrektyw, to zapewne tych obszarów byłoby znacznie więcej, niż jest teraz. Ba – ów monopol jest utrzymywany często wbrew planom samych państwowych spółek. Na przykład przedstawiciele Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa niejednokrotnie podkreślali, że nie widzą powodów, by odkładać liberalizację rynku. Wprowadzenie zasad konkurencyjnych musi bowiem w tym przypadku oznaczać również skończenie z archaicznym systemem taryf gazowych dla firm.
Uwolnienie rynku usług pocztowych nastąpi z początkiem przyszłego roku. Nie można oprzeć się wrażeniu, że gdyby nie twarde wymogi Unii Europejskiej, Poczta Polska jeszcze długo cieszyłaby się statusem monopolisty, a dostawcy blaszek do listów, dostarczanych przez prywatnych operatorów, mieliby zysk przez co najmniej kilka następnych lat. Parafrazując księdza Chmielowskiego: jaki jest stan Poczty Polskiej, każdy widzi. Ogłoszony niedawno raport NIK potwierdza, że ostatnie lata najzwyczajniej zmarnowano, zamiast przygotować państwową instytucję do konkurowania w wolnorynkowych realiach. Poczta Polska nie radzi sobie ze ściąganiem abonamentu, zastrzeżenia budzi sposób dostarczania przesyłek awizowanych, a placówki pocztowe otwarte całą dobę to zaledwie 20 punktów na cały kraj.
Nic dziwnego, że publiczny operator obawia się starcia z prywatną konkurencją. Zachowanie pozycji lidera na rynku wcale może nie być takie oczywiste. Żeby zmienić te niewesołe perspektywy, potrzebna jest pilna i zapewne bolesna restrukturyzacja. Jednak zamiast tego, decydenci szykują się do ustawowego umocnienia pozycji Poczty Polskiej po 1 stycznia 2013 r. Zgodnie z projektem Prawa pocztowego, usługi związane z dostarczaniem rent i emerytur oraz przesyłek za potwierdzeniem odbioru realizowałby tzw. operator wyznaczony. A zatem w przypadku tych usług nie byłoby rzeczywistej konkurencji. Co więcej, przez pierwsze trzy lata tym operatorem byłaby Poczta Polska.
Takie rozwiązania zostaną sfinansowane przez nas wszystkich, z naszych podatków. Dla samej Poczty Polskiej mogą okazać się zabójcze. Nie jest bowiem wykluczone, że prawem zagwarantowane przywileje spowodują zaniechanie gruntownych reform kolosa na glinianych nogach. Wcześniej czy później Poczta Polska straci jednak parasol ochronny i będzie musiała się zmierzyć z konkurencją. Tylko wówczas może być za późno na jakiekolwiek zmiany – trupa nie da się reanimować.
Już teraz, pół roku przed uwolnieniem rynku, urzędnicy dbają o zyski Poczty Polskiej. Niedawno rozstrzygnięty przetarg Generalnego Inspektoratu Transportu Drogowego na usługi związane m.in. z wysyłką informacji o mandatach do ukaranych osób jest tego najlepszym przykładem. Gra toczy się o wielką stawkę. Mam na myśli nie tylko duże pieniądze, ale i bezpieczeństwo danych wrażliwych, związanych z mandatami. Jednym z wymogów zawartych w SIWZ było przedstawienie certyfikatu ISO 27001 na lokale, w których będą świadczone usługi. Konsorcjum Poczty Polskiej przedstawiło certyfikat na jeden lokal, w dodatku nie figurujący na liście placówek zgłoszonych w postępowaniu. Nie przeszkodziło to jednak urzędnikom Inspektoratu w rozstrzygnięciu postępowania na korzyść Poczty Polskiej. Obecnie trwa proces odwoławczy przed KIO. Swoją drogą, symptomatyczne jest, że operator nie dysponuje placówkami posiadającymi ważny dla zabezpieczenia danych certyfikat, z czym nie mają problemu mniejsi, prywatni konkurenci. To również ilustracja stanu Poczty Polskiej.
Przez lata politycy traktowali Pocztę Polską jako swój łup. Zmarnowano dwie dekady, podczas których można było Pocztę gruntownie zrestrukturyzować. Majstrowanie przy prawie i kontrowersyjne rozstrzygnięcia przetargów pokazują, że kogo jak kogo, ale polityków trudno czegokolwiek nauczyć.
Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego