Nawet banki, które oferują 5 – 6 proc. od inwestycji, w pewnym sensie nas nabierają, bo jak odliczyć inflację i rozmaite drobne opłaty, zostanie 1 – 2 proc. Ale to nie jest niebezpieczne, chociaż warto zawsze pomyśleć, ile na czym się zarobi. Z kolosalną intensywnością zasypywani jesteśmy ofertami nadzwyczajnych cen abonamentów na komórki, co potem tylko częściowo okazuje się prawdziwe, a ponadto na ogół zostajemy uwiązani umową na dwa lata. Inny przykład to oferty w serwisach typu Allegro, gdzie często towary nieznanych marek są droższe niż te markowe w dużych sklepach internetowych.
Nabierają nas marne prywatne uczelnie, które dają licencjat za pieniądze, ale bez sensownej nauki. Nabierają nas sklepy, w których trzeba pilnie sprawdzać datę ważności towarów spożywczych. Nabierają nas dilerzy samochodowi, obniżając pozornie ceny. Można tak dalej wyliczać – aż po biura podróży. Oczywiście, pierwsza myśl to to, że nastąpiła erozja zaufania, o czym wiele pisano. To prawda. Ale zasada ograniczonego zaufania obowiązuje nie tylko przy prowadzeniu samochodu. Myślę, że staliśmy się łatwiejszymi ofiarami, ponieważ jesteśmy coraz bardziej chciwi i pazerni.
Proszę zauważyć, że oszukiwanie i nabieranie praktycznie nie dotyczy ludzi kupujących zwykłe, codzienne i tanie towary, ale rzeczy bardziej luksusowe, których kupowanie jest niekonieczne, ale ponętne. Nie ma żadnej możliwości, żebyśmy ogarnęli wszystkie propozycje, umieli je porównać i wybrać najlepszą. Skorzystaliśmy kiedyś z oferty jednej z firm zakupów grupowych i zapewnione obiadokolacje były poniżej wszelkiej krytyki. Skąd jednak mieliśmy to wiedzieć? Znana zasada powiada, że nie warto kupować tanich rzeczy, nawet jeżeli dysponuje się skromnymi środkami. Jednak na całym zachodnim świecie funkcjonuje kolosalna siła pozornych oszczędności lub niezwykłych okazji.
Nie umiemy się im oprzeć, bo jesteśmy słabi, niedoinformowani oraz leniwi. Przecież przed zakupem poważnej rzeczy można znaleźć opinie na jej temat chociażby w internecie lub w pismach specjalistycznych, a warto poczynić taką niewielką inwestycję, jak chce się wydać kilka tysięcy.
Reklama
Z drugiej strony rynek nabieraczy (bo niekoniecznie oszustów) jest tak prosty, że nie można się dziwić, iż działają na nim liczne firmy, które doskonale dają sobie radę. Wystarczy obejrzeć kolorowe wkładki wypadające z gazet, żeby dowiedzieć się, ile zupełnie niepotrzebnych rzeczy można kupić za niewielkie pieniądze. A ponieważ są niewielkie, więc kupujemy. Gdyby nie nasze łatwowierność, łapczywość i lenistwo, wszystkie te firmy oferujące rozmaitego rodzaju buble nie mogłyby tak znakomicie funkcjonować.
Jednym z wyjść byłoby – w dobie mediów elektronicznych – stworzenie rozmaitych portali, gdzie monitorowano by jakość i cenę co ważniejszych produktów. Moglibyśmy w ten sposób sami sobie pomagać. Tu nie pomaga nam jednak prawo, bo jeżeli napiszę, że dany produkt jest do bani i że to nabieranie ludzi, łatwo mogę mieć proces. Jak bowiem udowodnić, że rzecz jest do niczego, jeżeli już ją sprawdziłem i wyrzuciłem? Powoli jednak musimy zacząć się organizować w celu łatwiejszego uzyskania informacji na temat wielu produktów, ofert edukacyjnych (codziennie dostaję trzy propozycje, że nauczą mnie angielskiego w dwa tygodnie) oraz ofert podróży.
Jednak najważniejsze w tym wszystkim jest to, że dajemy się nabierać, ponieważ sami tego chcemy. Bardzo łatwo obronić się przed nabierającymi, jeżeli nie przyjmiemy zawproszenia na pokaz rzekomo cudownej pościeli, a po pokazie będą prezenty. Kto wierzy w takie propozycje, kto się daje nabierać, jest albo niemądry, albo sam sobie winien. Najczęściej to drugie.
Dajemy się nabierać, bo sami tego chcemy. Lepiej zainwestować trochę czasu i dowiedzieć się czegoś o firmie, niż inwestować w ciemno pieniądze