Troszeczkę ulegamy chyba histerycznie przekazowi medialnemu. Tak naprawdę społeczeństwo polskie było zawsze podzielone. Nie jest w ten sposób, żebyśmy nagle byli jakoś bardziej podzieleni niż kiedyś wcześniej - i w latach przedwojennych byliśmy i teraz po 1989 r. tak samo. Nie traktowałbym tego jako dowodu, że jesteśmy jakoś szczególnie wyróżniającym się społeczeństwem. Są społeczeństwa, które też świętują na różne sposoby. Co prawda z innych okazji, ale Niemcy też się tłuką, Francuzi też się tłuką.

Reklama

Wydaje mi się, że media za mało przywiązują wagi do inicjatywy prezydenta Komorowskiego - inicjatywy dość oryginalnej, która chyba się powiodła. Pierwszy raz przeprowadzona, może jeszcze mniej liczna, ale się powiodła. Jest rzeczą absolutnie wyjątkową, żeby prezydent z elitami społecznymi przechodził przez trzy godziny przez całe miasto. Nie znam dzisiaj innego przywódcy europejskiego czy amerykańskiego, który by się na taki gest zdobył.

Ludzie chyba to też pozytywnie odebrali. To nie jest człowiek, który jest z mojej bajki, ale gdy patrzę na przemiany, jakie przechodzi Giertych, który poszedł na ten marsz, pan Kamiński, który również nie jest człowiekiem z mojej bajki, też poszedł i też zrozumiał, to znaczy, że trzeba mieć pewną nadzieję. W społeczeństwie nic nie dzieje się z godziny na godzinę.

Po drugie - to, że młodzież jest podzielona i organizuje w ten sposób te marsze niepodległości - to wynika z jednej strony z samych problemów młodzieży, która ma powody do frustracji, ale z drugiej strony proszę nie usprawiedliwiać elit. Uważam, że elity są bardzo winne podniecania nastrojów agresji, beznadziei. Mówię tu o elitach politycznych przede wszystkim, ale również o artystycznych, naukowych, ludziach sztuki. Niestety również niektórzy reprezentanci Kościoła w tym uczestniczą. I to w sytuacji, w której młodzi ludzie naprawdę mają powody do pewnych lęków.

Reklama

Czasy sprzed dwudziestu lat, kiedy byli pełni nadziei, bo był postęp, dawno minęły. Dzisiaj młodzi ludzie potrzebują raczej spokojnego pokierowania i stworzenia im pewnej szansy rozwojowej, a nie tego, że artyści czy hierarchowie kościelni pokazują im, że warto demonstrować i być przeciw. Polskie elity nie zdają tu egzaminu, bo same nie zdają sobie sprawy z tego, że w jakimś sensie ponoszą winę za los tego pokolenia.

Nie można nikomu narzucić sposobu obchodzenia takiego święta. Proszę pamiętać, że to jest święto nawiązujące do tradycji, która jest przecież dla wielu ludzi tradycją bardzo, bardzo dawną. 11 listopada 1918 r. to lada moment będzie już sto lat temu. Tłumaczenie wielu ludziom, że w ten sposób odzyskaliśmy niepodległość w 1989 r. jest nieporozumieniem. Tam powstało państwo, którego nie było przez 123 lata, a tutaj po prostu uzyskaliśmy pełną niezależność i wyszliśmy z bloku politycznego, w którym ta niepodległość była ograniczona.

Oglądałem dzisiaj w telewizji francuskiej, w jaki sposób w Paryżu obchodzone było to święto. Strasznie się wzruszyłem. Francois Hollande pod Łukiem Triumfalnym zapalił znicz - sam, w towarzystwie dwojga sierot po żołnierzach, którzy w ostatnim tygodniu zginęli w Afganistanie. Ten gest był dla mnie zdecydowanie bardziej wzruszający od jakiejś pompatyczności... Tak naprawdę to to bardziej do ludzi przemawia. Trzeba by szukać jakiejś formy, która wzrusza ludzkie serca, a nie tylko wynika z tego, że stare repy - polityczne, dziennikarskie, artystyczne - robią sobie przyjemność w podniecaniu nastrojów młodych ludzi, którzy są jakoś zagubieni i opowiadaniu, żeby odzyskali Polskę.