Wczoraj w Gorzowie Wielkopolskim funkcjonariusze strzelali do 48-latka, który zdemolował kilkanaście aut. Mężczyzna próbował też atakować policjantów. Finał akcji: ranny napastnik i sprawa w prokuraturze.



W nocy z kolei w szpitalu w Rudzie Śląskiej policja interweniowała wobec agresywnego pacjenta. Tu również padły strzały - mężczyzna zmarł. Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji komentuje oba te przypadki krótko - to policjant decyduje na miejscu akcji o użyciu broni. Często mają na decyzje kilka sekund. Zdają sobie jednocześnie sprawę, że może mieć to tragiczny finał, a potem będą odpowiadać za to przed prokuratorem i sędzią. Nie oznacza to jednak - jak tłumaczył Krzysztof Hajdas - że policjanci, w chwili zagrożenia zdrowia lub życia swojego albo osób postronnych, maja nie strzelać.



Reklama

Oficer w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową podkreślił, że pojawiające się zarzuty o słabym wyszkoleniu policjantów są nieuprawnione. - Funkcjonariusze przechodzą szereg szkoleń strzeleckich w trakcie swojej służby - powiedział Hajdas. Uczą się posługiwać bronią już w pierwszych dniach kursu podstawowego, potem mają co roku egzaminy.



Wielu ekspertów krytycznie wypowiadało się o akcji z Gorzowa Wielkopolskiego. Na amatorskim nagraniu widać całe zajście. Instruktorzy strzelectwa uważają, że policjanci nie powinni strzelać aż tyle razy do agresywnego napastnika. Nie powinni też używać broni, gdy mężczyzna został już ranny, a na nagraniu słychać nadal strzały.



O interwencji w Rudzie Śląskiej wiemy natomiast tyle, że policja została wezwana do szpitala w nocy. Pacjent placówki nagle wpadł w szał i zaczął demolować salę. Potem wykradł z kuchni noże i terroryzował nimi personel.



Policjanci znaleźli go w piwnicy pod szpitalnymi schodami. Mimo negocjacji nadal zachowywał się agresywnie. Użyto gazu - nic to nie dało. W końcu padły strzały. Mimo operacji pacjent zmarł.