Różnice nie dotyczą przy tym tylko hierarchii ważności podawanych informacji, ale także – poprzez redakcyjne komentarze i dobór zapraszanych gości – ich zupełnie podstawowych interpretacji.
Ewidentna stronniczość prezentowanych opinii i ich często skrajnie agresywny charakter budują wizerunek Polski jako zwariowanego kraju zdominowanego przez koszmar nienawidzących się nawzajem ludzi. Żeby było jasne – różnice w widzeniu świata uważam za naturalne i wręcz niezbędne do prawidłowego funkcjonowania demokratycznego państwa. Tym, co budzi jednak zasadnicze wątpliwości, jest jawnie tendencyjna segregacja podawanych informacji. I nie chodzi tu bynajmniej tylko o dyskomfort obywateli spragnionych rzetelnej wiedzy. Sednem są bowiem dalekosiężne konsekwencje naszych sporów.
Bardzo ważnymi, choć często lekceważonymi elementami polityki rozwojowej państwa są dzisiaj jakość kapitału społecznego, determinowana poziomem wzajemnego zaufania i chęci do współpracy, oraz życzliwość zagranicy, wynikająca w znaczącym stopniu z wiary w stabilność sytuacji w naszym kraju. Oba te elementy przekładają się bezpośrednio na warunki funkcjonowania gospodarki i poziom bezpieczeństwa kraju. Czy ktoś naprawdę ma złudzenia, że kłótnie nie mają wpływu na innowacyjność naszej gospodarki, będącej przecież synergicznym efektem współpracy wielu osób i firm, na plany zagranicznych inwestorów, negocjacje dotyczące praw socjalnych Polaków przebywających za granicą, decyzje w sprawie Nord Stream 2 czy na naszą rolę w systemie euroatlantyckiego bezpieczeństwa?
Reklama
Nie jest to zapewne dzisiaj powszechne odczucie, ale ja pozostaję przy swoim zdaniu – mimo licznych codziennych kłopotów każdego z nas, wzbierającej fali konfliktów i terroryzmu oraz wbrew ponurej atmosferze tworzonej przez wielu polityków i część mediów uważam, że na globalnym tle ciągle jesteśmy w Polsce w korzystnym położeniu, które w pełni uzasadnia demonstrowanie przemyślanego, umiarkowanego optymizmu i jedności w podstawowych sprawach dotyczących naszej przyszłości. Aby nie stracić danej nam przez historię szansy, powinniśmy jednak mocniej uwierzyć, że nasza przyszłość zależy w decydującym stopniu od nas samych.
Mamy ciągle możliwości realizacji indywidualnych i zbiorowych aspiracji w stopniu, który mógł być jedynie nierealnym snem dla wielu pokoleń naszych rodaków. Mielibyśmy, po 26 latach starań i wysiłków, przestać wierzyć w tę dziejową szansę? Frustrująca nieumiejętność tworzenia klimatu zaufania społecznego jest koszmarną przeszkodą, którą sami sobie budujemy na drodze. Zło musi być napiętnowane – jestem ostatnim, który chciałby bagatelizować ten problem. Tyle tylko, że rozprawianie się ze złem nie może wypełniać całej przestrzeni debaty publicznej, a formułowanie zarzutów nie powinno stawać się głównym sposobem uprawiania polityki.
Musi się bowiem jeszcze w owej przestrzeni znaleźć miejsce na opis dobra, które zawdzięczamy innowacyjnym firmom odnoszącym międzynarodowe sukcesy, wybitnym twórcom kultury i nauki, lekarzom ratującym nam zdrowie i życie nierzadko w skrajnie trudnych warunkach ciągle marnie funkcjonującego systemu czy niezliczonej armii ludzi dobrej woli i organizacji charytatywnych. Musi znaleźć się miejsce na stabilizujące nastroje, przedstawianie naszych dotychczasowych osiągnięć i omawianie szans na ich przyszłe zwielokrotnienie.
Czyżbyśmy nie mieli funkcjonującej demokracji, pozwalającej nam na wybór preferowanej przez większość opcji politycznej? Zapomnieliśmy już o tym, jak było jeszcze 26 lat temu i co mogłoby trwać do dzisiaj, gdyby nie nasza odwaga i korzystny zbieg historycznych okoliczności? Czyżbyśmy nie mogli decyzji podjętych w trakcie wyborów zawzięcie krytykować i – jeśli taka będzie nasza wola – po upływie kadencji zmienić dokonany poprzednio wybór? Czy w obliczu rosnących zagrożeń międzynarodowych nasze bezpieczeństwo mogłoby być dzisiaj większe, niż udało się nam osiągnąć?
Czy wzrost gospodarczy w ostatnich dwóch dekadach na poziomie średnio ponad 4 proc. rocznie jest powodem tylko pewnego niedosytu, czy też, jak często słyszę, dowodem na porażkę całego okresu transformacji? Czy zwiększenie odsetka studiującej młodzieży do poziomu nieosiąganego prawie nigdzie na świecie to powód wyłącznie do utyskiwania na jakość kształcenia i brak korelacji z rynkiem pracy, czy może jednak jest to także demonstracja naszej jakże słusznej wspólnej wiary w edukację jako kluczowy czynnik rozwoju?
Czy niewątpliwie istniejące niedoskonałości Unii Europejskiej nie są czasem z olbrzymim naddatkiem kompensowane korzyściami z naszego członkostwa w niej, takimi jak mobilność transgraniczna, wspólny rynek, materialne efekty polityki spójności, poczucie bezpieczeństwa ekonomicznego czy znaczący zysk wizerunkowy w opinii całego świata? Może także zrozumielibyśmy wreszcie, że siła demokracji polega na uważnym wsłuchiwaniu się władzy w argumenty opozycji, a ta z kolei – we własnym przecież interesie – powinna przyciągać przyszłych wyborców mądrością, a nie odpychającą agresją swego zachowania.
Powyższa diagnoza w żadnym przypadku nie oznacza szkodliwości każdej wyrażanej krytyki. Artykułowanie krytycznych poglądów jest nie tylko prawem, ale wręcz obywatelskim obowiązkiem, mającym pomagać rządzącym w korygowaniu swoich decyzji, a nam wszystkim w lepszym przygotowaniu się do kolejnych decyzji wyborczych. Chodzi jednak o to, aby w krytyce zachować rozsądny poziom gotowości do rozmowy i nie pozwalać krótkowzrocznym interesom politycznym dominować nad obywatelskim rozsądkiem i dalekosiężną racją stanu. Wobec stojących przed nami globalnych i lokalnych wyzwań wykazanie się taką mądrością jest na wagę naszych przyszłych sukcesów bądź porażek. Konkluzją powyższych uwag jest więc apel – sprzeciwiajmy się aktywnie przytłaczającej fali nienawiści sączącej się z ust polityków i koszmarowi ponurego obrazu społeczeństwa przekazywanego nam przez niektóre media.
Zerwijmy w polityce i w mediach z narracją pozbawioną przez swoją gwałtowność kluczowej części – czytelnej identyfikacji rzeczywistych zagrożeń rozwojowych i działań potrzebnych do stawienia im czoła. Walczmy z systemem, który nagradza radykalną polaryzację, a uniemożliwia sytuowanie politycznych sporów w cywilizowanych ramach i osiąganie racjonalnych kompromisów. Domagajmy się od polityków kultury w publicznych wypowiedziach i jasnego przedstawiania nam swoich pomysłów na rozwiązywanie realnych problemów, od mediów rzetelnej informacji o sprawach kluczowych dla naszej przyszłości, a od siebie samych – odwagi do głośnego reagowania na obezwładniającą nas stronniczą propagandę.
Walczmy z systemem, który nagradza radykalną polaryzację, a uniemożliwia osiąganie kompromisów. Domagajmy się od polityków kultury w wypowiedziach i przedstawiania pomysłów na rozwiązywanie problemów