Wołodymyr Wiatrowycz uważa, że nie można o konflikcie polsko-ukraińskim mówić tylko o rzezi wołyńskiej. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" szef ukraińskiego IPN twierdzi, że wszystko zaczęło się w 1942 i trwało aż do 1947 do końca akcji "Wisła". "Według mnie, wydarzenia te można interpretować jako wojnę polsko-ukraińską. Z jednej strony była Ukraińska Powstańcza Armia, z drugiej Armia Krajowa. Była to wojna podziemna, wojna partyzancka. Czynny oraz bierny udział brała w niej też ludność cywilna, która stała się jej główną ofiarą" - tłumaczy gazecie.
Wiatrowycz twierdzi też, że obie strony uważały, że "kwestia spornych terenów zostanie rozwiązana po wojnie w zależności od tego, jaka ludność będzie je zamieszkiwała". Dlatego też uważa, że działania UPA i AK były "symetryczne". "Obydwie strony konfliktu dopuszczały się zbrodni wojennych. Oczywiście UPA dopuszczała się takich działań wobec ludności polskiej, ale i polskie podziemie, w tym AK, tak samo traktowało ludność ukraińską" - mówi "Rzeczpospolitej". "Akcje polskiego podziemia pokazują, że były to działania bardzo podobne do tych, których dopuszczali się Ukraińcy" - dodaje i wspomina o zlikwidowanych przez AK wioskach w okolicach Hrubieszowa.
Przyznaje, co prawda, że znacznie więcej podczas wojny zginęło Polaków niż Ukraińców, jednak nie wierzy w ustalenia naszych historyków, że mogło zginąć ponad 100 tys. ludzi. "Nie znam poważnych polskich lub jakichkolwiek innych badań opartych na dokumentach oraz jakiejkolwiek metodologii, które uzasadniałyby tę liczbę. Oskarża też polityków o sztuczne pompowanie liczby ofiar przez polskich polityków, którzy mówią "nawet o 500 tys ludzi". Jego zdaniem, to "amoralne" działania, które tylko "zniekształcają prawdę o prawdziwych ofiarach".