Andrij Bondar zmianę na gorsze po raz pierwszy zauważył podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej.
- Banalna historia. Siedzieliśmy na Powiślu, oglądaliśmy ze znajomymi Ukraińcami mecz Ukraina-Irlandia Północna. Przechodzili polscy kibice, zobaczyli nas i zaczęli bardzo głośno kibicować Irlandii, patrząc na nas. A ja ich znałem, więc odniosłem wrażenie, że robią to specjalnie (…) na przejściu granicznym to jest już norma, że do obywateli Ukrainy niektórzy pogranicznicy zwracają się na "ty". Smutne to - żalił się Bondar w "Polityce". Jak dodał, zmian zaczął spodziewać się, kiedy zobaczył, że "kibole chodzą w koszulkach z żołnierzami wyklętymi". - W czasie kiedy rosną nastroje patriotyczne, ludzie są podatni na takie rzeczy jak resentyment narodowy - stwierdził.
Pisarz odniósł się również do dzielącego wciąż oba kraje podejścia do zbrodni wołyńskiej. Przyznał, że część Ukraińców próbuje wyprzeć i zapomnieć wszystko, co jest związane z Wołyniem. Państwu polskiemu jednak wytknął, że temat rzezi wołyńskiej ma stanowić "równowagę tematy żydowskiego". - Z jednej strony jest wina, z drugiej bycie ofiarą - mówił i wyjaśniał, że w ten sposób budowana jest nowa narracja - bycia ofiarą tu i teraz. - To są słupy ideologii pisowskiej- dodał.
Bondar wyjaśniał też, na czym polega wciąż obecne wzajemne niezrozumienie części przedstawicieli obu narodów. - Nawet najbardziej liberalny Polak nie potrafi zrozumieć, że ulica Bandery nie jest formą gloryfikacji UPA i OUN - powiedział Bondar. Dodał, że również dla Ukraińców Bandera jest postacią dwuznaczną, która dzieli ich krajz kolei. Zaznaczył, że w Polsce też mamy bohaterów, których z kolei ludność ukraińska nie akceptuje, np.: Józefa Piłsudskiego lub Romana Dmowskiego.
Na pytanie, czy wróci do Polski, Bondar stwierdził, że jest "coraz trudniej" i nie wie, czy "da się dogadać ze znajomymi Polakami w przyszłości".