Niemal 9 godzin trwały we wtorek obrady Rady Unii Europejskiej ds. środowiska, czyli spotkanie unijnych ministrów środowiska. Debata poświęcona była reformie systemu handlu emisjami (EU ETS), czyli w dużym uproszczeniu temu, jak w drugiej dekadzie tego wieku będzie wyglądał rynek praw do emisji dwutlenku węgla.
Ten temat jest dla Polski ogromnie ważny. Ponad 80 proc. energii elektrycznej produkujemy z węgla kamiennego i brunatnego, jesteśmy też największym w UE i drugim w Europie producentem węgla kamiennego. Dlatego proponowane zmiany nie są dla nas korzystne. Jednak zamiast naprawdę przekonujących argumentów, po naszej stronie pojawił się spór proceduralny. Przeciwko przyjęciu stanowiska zaostrzającego kryteria dotyczące przyszłej emisji CO2 oprócz Polski były też Bułgaria, Cypr, Rumunia, Chorwacja, Litwa, Łotwa, Włochy i Węgry.
Polska przekonywała, że oznacza to mniejszość blokującą w myśl obowiązującego jeszcze miesiąc nicejskiego systemu głosowania. W nowym - lizbońskim - zasady tworzenia mniejszości blokującej będą bowiem inne. Jakim więc systemem głosujemy? - pytał minister Szyszko. Unijni prawnicy wytłumaczyli mu jednak, że głosowania jako takiego nie ma, a stanowisko Rady UE ds. środowiska dyskutowane będzie w tzw. trilogu, czyli trójstronnych rozmowach Komisji Europejskiej, Rady Unii Europejskiej i Parlamentu Europejskiego.
W środowym komunikacie resort środowiska przekonuje, że to my mamy rację w tym proceduralnym sporze. "Decyzja o przyjęciu podejścia ogólnego została podjęta przez prezydencję bez głosowania, mimo wyraźnego sprzeciwu kilku państw członkowskich, które tworzyły mniejszość blokującą. Dodatkowo podczas przyjmowania dokumentu nie został uwzględniony wniosek Polski o przeprowadzenie głosowania systemem nicejskim, a do projektu dyrektywy zostały w ostatniej chwili dodane nowe zapisy, dla których nie przeprowadzono oceny wpływu" - czytamy.
Sprawy proceduralne to jedno, ale argumentacja strony polskiej w sprawie emisji CO2 mogła niektórych zadziwić. W opinii ministra środowiska europejska polityka klimatyczna powinna być dostosowana do zapisów klimatycznego porozumienia paryskiego. Podkreślił, że Polska jest w stanie spełnić założenia unijne, ale z poszanowaniem specyfiki naszego kraju i w duchu sprawiedliwości. A proponowane rozwiązania zagrażają naszemu bezpieczeństwu energetycznemu.
- Musimy zwrócić uwagę, że polskie lasy są gotowe do tego, by pochłaniać CO2 na poziomie 32 mln ton rocznie - powiedział Szyszko w Brukseli.
Lasy? Skoro drzewa tak świetnie absorbują dwutlenek węgla, co żadną nowością nie jest, to dlaczego wycinamy je na potęgę właśnie za przyzwoleniem resortu środowiska? Wycinka drzew w Polsce ruszyła bowiem na dobre. Określana jako lex Szyszko czy Piły i Siekiery jest usankcjonowana prawnie. Mam tylko wrażenie, że jak Kali kraść - dobrze, a jak Kalemu kraść - niedobrze.
Jako członek UE mamy zarówno pewne prawa jak i obowiązki. Postawa wiecznie pokrzywdzonego chłopca do bicia, zwłaszcza w kwestiach klimatycznych, w żadnych negocjacjach z Brukselą nam nie pomaga. A skoro my prawem wewnętrznym strzelamy sobie w stopę, próbując jednak przekonać UE, że jest zupełnie inaczej, to trudno się dziwić, że nasz głos w dyskusji nie jest pierwszorzędny. Warto przypomnieć, że rzeczone drzewa to tylko jeden z przykładów. Polska gra na nosie Brukseli w kwestiach energetycznych. Ale to już akurat nie jest lex Szyszko.