Kwestia ta nie wzbudziła dotąd zainteresowania. Jej znaczenie podkreśliła jedynie I prezes SN prof. Gersdorf w wystąpieniu podczas pierwszego czytania ww. projektu w Sejmie 18 lipca, ale nie dostrzegły jej organizacje związkowe. Sprawa ta, choć nie dotyczy bezpośrednio ustrojowych zmian, jest istotna. Dotyczy "zwykłych" pracowników, a w sposobie, w jaki mają być potraktowani, odbija się stosunek projektodawcy do ludzi pracy, a pośrednio intencje inicjatora omawianej zmiany.
Mechanizm zmiany, mogącej przybrać charakter czystki kadrowej, jest prosty. Normuje go art. 90 projektu. Zgodnie z nim inni niż sędziowie pracownicy SN zatrudnieni na podstawie dotychczasowych przepisów pozostają pracownikami tego sądu, jeśli nowo powołany I prezes w terminie 3 miesięcy od dnia objęcia stanowiska przedstawi im nowe warunki pracy i płacy. W razie ich nieprzedstawienia stosunek pracy tych osób rozwiązuje się z upływem tego terminu. Ustanie również wtedy, gdy osoba, której zaproponowano nowe warunki, odmówi ich przyjęcia.
Projekt nie określa kryteriów, którymi ma się kierować nowy prezes, wybierając osoby, którym zaproponuje nowe warunki. Nie ma też wskazówek co do treści tych propozycji dla wybranych szczęśliwców. Mogą więc zostać sformułowane tak, żeby ich nie przyjęli. Prezes nie musi uzasadniać, dlaczego nie proponuje danej osobie dalszej pracy. W rezultacie cała ta konstrukcja wygląda jak, nieznane prawu pracy, wypowiedzenie bez podania przyczyny. Jednocześnie projektowana redukcja, czy też wymiana niesędziowskiego personelu Sądu Najwyższego, przypomina zwolnienie grupowe. Ale tylko pozornie. Każdy pracodawca dokonujący zwolnienia grupowego musi przestrzegać ograniczeń chroniących pracowników przed jego samowolą – zawrzeć ze związkami porozumienie o warunkach zwolnień lub wydać regulamin zwolnień, wypowiedzieć umowy o pracę, podając przyczynę wypowiedzenia, zapłacić odprawy, udzielić innych uzgodnionych ze związkami świadczeń. Musi też istnieć rzeczywista przyczyna zwolnień. Pracownikom objętym planowanymi w art. 90 projektu zwolnieniami żaden z elementów takiej ochrony nie będzie przysługiwał.
Reklama
Regulacja jest wadliwa prawnie. Jej autorzy – grupa posłów PiS – proponują nieznaną powszechnemu prawu pracy konstrukcję zakończenia stosunku pracy z przyczyn niezawinionych przez pracownika, bez jakiejkolwiek ochrony i rekompensaty. Zwolnienia mają dotyczyć pracowników publicznych, w tym urzędników państwowych, którym z zasady służy zwiększona stabilizacja zatrudnienia. Ma ich dokonywać organ państwa, które powinno dawać przykład prawidłowego traktowania pracowników. Tym bardziej że, jak stanowi art. 24 konstytucji, praca znajduje się pod ochroną Rzeczypospolitej Polskiej, a państwo sprawuje nadzór nad warunkami jej wykonywania. W razie przyjęcia projektu przez parlament pracownicy SN znajdą się w sytuacji nieporównanie gorszej niż inni pracownicy będący w podobnej sytuacji. Regulacja narusza więc zasadę równości wobec prawa i równego traktowania przez władze publiczne (art. 32 ust. 1 konstytucji). Jeśli zaś okazałoby się, że powodem takiego nierównego traktowania jest brak politycznego zaufania do tej części personelu SN, wynikający z zatrudnienia ich przez dotychczasowe władze tego sądu, to naruszony byłby także zakaz dyskryminacji w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym (art. 32 ust. 2 konstytucji).
Rozwiązanie stosunku pracy z mocy prawa, po zajściu negatywnego warunku nieprzedstawienia oferty nowych warunków, praktycznie pozbawia pracowników prawa do sądu (art. 45 ust. 1 konstytucji). Nie ulega też wątpliwości naruszenie godności dotkniętych zwolnieniami potraktowanych przedmiotowo, jak wymienny element, bez liczenia się z ich dorobkiem, życiowymi planami i aspiracjami. Narusza to art. 30 konstytucji, a także wynikającą z art. 2 ustawy zasadniczej zasadę lojalności państwa wobec obywatela. O lekceważącym traktowaniu pracowników świadczy też, że w uzasadnieniu projektu jego autorzy poświęcili im jedno zdanie. Wskazali, że art. 9 0 m a charakter dostosowujący.
Słabo widoczna jest przyczyna radykalnych posunięć wobec niesędziowskiej części personelu. Jak wynika z projektu, organ ten ma nadal wykonywać zadania dotychczasowego sądu poszerzone o nowe obowiązki w zakresie dyscyplinowania zawodów prawniczych. Nie zmniejszy się więc zapotrzebowanie na pracę niesędziów. Wygląda na to, że chodzi o zastąpienie obecnej kadry swoimi, a pracownicy Sądu Najwyższego mają ponieść karę za dotychczasową pracę w tej instytucji – pracę, która w normalnym układzie rzeczy jest zaszczytna.
Wszystko to ma niewiele wspólnego nie tylko z prawem i sprawiedliwością, lecz także ze zwykłą przyzwoitością.