Skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Przebywam za granicą od kilku miesięcy, wyjechałem na początku 2017 roku. Było to całkiem niedawno, więc jeszcze ciągle żywię jakąś nadzieję, że do Polski wrócę. Choć jak to mówią Polacy na emigracji: miną 2-3 lata na obczyźnie i potem powoli zaczniesz się przyzwyczajać do lepszego życia, a plany powrotu pójdą w niepamięć. Coś w tym jest, bo liczba Polaków za granicą nie chce spadać, najwięcej osób tutaj ma staż emigracyjny powyżej 10 lat. Nie pytam ich, dlaczego nie wracają, bo sam dopiero co z Polski uciekłem, więc wyobrażam sobie, co mogą usłyszeć od swoich rodzin i znajomych, kiedy pytają, czy warto wracać z emigracji.

Reklama

Bezrobocie spadło za granicę

Właśnie przeczytałem, że GUS opublikował dane dotyczące emigracji za cały 2016 rok. Z Polski uciekło 118 tysięcy osób. Porównałem to ze stopą bezrobocia i na koniec 2015 roku w Polsce było zarejestrowanych 1563,3 tys. bezrobotnych, na koniec 2016 roku liczba ta spadła do 1 335,2 tys. osób. Szybkie obliczenia: 1563,3 tys. minus 1335,2 tys. daje nam ubytek 228,1 tys. bezrobotnych. Wychodzi na to, że ponad połowa bezrobocia spadła nam za granicę! Dokładnie 51 proc. (118 tys. dzielone przez 228,1 tys.). Ten wynik to sól w oku dla tego rządu, a zarazem policzek dla polskiego rynku pracy, szczególnie ze strony młodych. Jak to więc możliwe, kiedy w Polsce już podobno mamy „rynek pracownika”, podobno bezrobocie nie jest już problemem, podobno płace rosną i ogólnie wszyscy wszędzie się bogacą, a Polska wstaje z kolan? Takie dobre czasy, a mimo tego liczba emigrujących wzrasta o 5 proc. rok do roku.

Sam jeszcze przed ukończeniem Politechniki spodziewałem się właśnie, że praca na mnie czeka, bo przecież od jakiś 2 lat w mediach można wyczytać same rewelacje na temat rynku pracy w Polsce. Szybko jednak ta bujda na resorach, pisana przez oderwanych od rzeczywistości korpo-dziennikarzy, jest weryfikowana w praktyce. Kiedy zacząłem szukać pracy w połowie 2016 roku jako absolwent uczelni technicznej, szybko okazało się, że pracodawcy w tym kraju raczej przebierają w kandydatach niż kandydaci w ofertach. Aplikowałem do bardzo wielu firm, na początku jak najbliżej miejsca zamieszkania, a z czasem w coraz większej desperacji coraz dalej. Nie wykluczyłem przeprowadzki w inny region.

Reklama

Bo nie miałem doświadczenia

Zacznijmy od tego, że jakieś 80 proc. firm nawet nie raczyło odpowiedzieć na nadesłane CV. Nawet próby dowiedzenia się czegoś więcej tam, gdzie w ogóle udało mi się dodzwonić do działu kadrowego, kończyły się zbywaniem, że napiszą maila (...). Niektóre firmy odpowiadały po miesiącu, kilka podziękowało wiadomością e-mail za udział w rekrutacji. Na jakieś 60 CV, które nadesłałem przez internet, tylko 3 firmy zaprosiły mnie na rozmowę o pracę. Po tych rozmowach okazało się, że generalnie spełniam wymagania, ale oczywiście brakuje mi kilku lat doświadczenia. To jak to jest, że firmom w Polsce niby brakuje pracowników, a z drugiej strony nie chcą przyjąć młodego absolwenta uczelni technicznej, który ma spore chęci do pracy?

Mijały miesiące, a na horyzoncie żadnej pracy, więc złapałem coś poniżej kwalifikacji. Oczywiście minimalna krajowa na umowie zlecenie. OK, nie narzekam, pracuję i szukam dalej. Zacząłem chodzić osobiście po firmach, co było trudne, bo możliwe tylko przed drugą zmianą i człowiek był strasznie zmęczony jeżdżeniem od rana po rozrzuconych w terenie przedsiębiorstwach, a potem pracą do 22.00. Niestety większość takich prób kończyła się nieprzekroczeniem progu firmy, bo ochroniarze kategorycznie odmawiali wstępu za bramę. (...) Nie chcieli wziąć nawet tej kartki z CV, żeby przekazać kadrowej. Często słyszałem szczere odpowiedzi, że nie mam tu czego szukać, bo „tu trzeba mieć znajomości”.

Polskie firmy często są jak obozy pracy, odgrodzone od świata zewnętrznego murem a nawet widziałem przypadki, że drutem kolczastym. Przypadkowe osoby z ulicy nie mają tam czego szukać, bo ci, co już pracują, zawsze znajdą kogoś z rodziny albo znajomych na wolne miejsce, nawet nie trzeba przeprowadzać rekrutacji.

Wreszcie po długim czasie poszukiwań dostałem propozycję! Firma zaproponowała mi staż z urzędu pracy, zgodziłem się, choć nijak nie opłacało mi się to finansowo, bo dostałem od państwa 1000 złotych brutto stypendium na miesiąc, a co ciekawe, pracodawca nie dawał za to złamanego grosza i jeszcze oprócz mojej pracy na tym zarabiał! Już od samego początku okazało się, że to nie jest żaden staż tylko darmowa orka na rzecz polskiego kapitalisty, którą finansuje państwo. Po dwóch dniach miałem już pracować samodzielnie, współpracownicy nie pomagali w niczym, a szefostwo się w ogóle nie interesowało. „Zapomnij, człowieku, że się tu czegoś nauczysz” - usłyszałem od dziewczyny, która właśnie kończyła tam 6-miesięczny staż z PUP i oczywiście nie została zatrudniona. Szybko zorientowałem się, że (...) tylko będę orać najprostsze ale najżmudniejsze prace papierkowe i komputerowe. Po miesiącu zrezygnowałem z tego całego stażu, bo byłem bardziej zmęczony niż w pracy na umowie zlecenie za 13 zł brutto na godzinę, a tu nie dość, że dostawałem grosze od państwa, to jeszcze orałem z wyrabianiem tych papierów i tabelek w komputerze poganiany przez współpracowników, którzy traktowali mnie z góry jak intruza w tej firmie. Nie dziwne, bo pewnie uznali mnie za konkurenta. Pomimo doświadczenia zawodowego nie czuli się chyba zbyt pewnie na tym polskim rynku pracy.

Angielski bardziej wymagany w Polsce niż w Wielkiej Brytanii

Po tych doświadczeniach stwierdziłem, że nie ma sensu dalej przekopywać się przez polski rynek pracy i postanowiłem wyjechać. Na koniec tylko dodam, że nie przeżyłbym tego okresu, gdyby nie pomoc materialna rodziców. Wyjechałem do Wielkiej Brytanii i dzięki pomocy koleżanki ze studiów z zakwaterowaniem, ogarnąłem szybko pokój i pierwszą pracę na poziomie brytyjskiej minimalnej krajowej. Po dwóch tygodniach pracy level zmywak, znalazłem pracę zgodną ze swoim wykształceniem. (...) Co ciekawe w Polsce miałem wrażenie, że większy nacisk kładziono na znajomość języka angielskiego niż tutaj w UK. Skoro więc pracodawcy w Polsce tak bardzo wymagają znajomości języka obcego, to pytanie brzmi: po co pracować w Polsce, jak się tak dobrze zna ten język? Tutaj w UK firmy dają szansę młodym, wystarczy pokazać swoje chęci, a nie jak w Polsce milion zastrzeżeń do absolwentów uczelni wyższych i ciągła krytyka. Mogę powiedzieć, że teraz po kilku miesiącach dostanę nawet podwyżkę od listopada i nikt mi nie robił łaski, dając umowę na stałe.

W Polsce nie szanuje się w ogóle nas młodych, jesteśmy zostawieni sami sobie na tym kiepskim rynku pracy. Kiedy słyszę wypowiedzi podobne do tej „niech jadą”, to jestem pewien, że emigracja była najlepszą decyzją, jaką póki co podjąłem w swoim życiu.

Młody Emigrant