We wcześniejszym fragmencie exposé Morawiecki przedstawił genezę tej oceny: "Kiedy zagraniczni eksperci mówią o naszej gospodarce, to coraz częściej podzielają nasze diagnozy. O tym, jak bardzo przez 25 lat ostatnich uzależniliśmy się od zagranicznego kapitału. Najgłośniejszy ekonomista świata Thomas Piketty powiedział – przepraszam za jeden anglicyzm – "foreign owned countries" – jesteście krajem w posiadaniu zagranicy. Myślę, że przesadził, na pewno przesadził, ale jak mocno to brzmi".
Piketty nie tyle przesadził, ile zaliczył Polskę – wraz z pozostałymi postkomunistycznymi krajami Europy Wschodniej – do grupy, którą rzeczywiście można w ten sposób określić. W pracy "From Soviets to Oligarchs: Inequality and Property in Russia, 1905–2016" (Od Sowietów do oligarchów: nierówność i majątek w Rosji, 1905–2016), którą omawiał Bloomberg, a do której odwołał się premier, ekonomista rozprawia się z historią nierówności gospodarczej w Rosji. Opisuje, jak dysproporcje zmniejszyły się, gdy kraj – w wyniku rewolucji – przeszedł od kapitalizmu do socjalizmu, i jak dramatycznie powiększyły się po upadku Związku Radzieckiego. Badania, opublikowane przez prestiżową amerykańską organizację National Bureau of Economic Research, wykazują, że obecnie nierówności w Rosji przekraczają poziom osiągnięty w Chinach, a zbliżają się do tego ze Stanów Zjednoczonych.
Nieco na marginesie pracy Piketty’ego pojawia się kwestia szczególnie istotna dla Polski. Okazało się bowiem, że nie można dokładnie zmierzyć poziomu nierówności w państwach dawnego bloku wschodniego. Wynika to z faktu, że znaczna część kapitału znajduje się w rękach zagranicznych udziałowców, a nie najbogatszych mieszkańców danego kraju. Chętnie wykorzystywana przez obecną władzę opinia, że Polska została wyprzedana przez poprzednie władze, ma więc odzwierciedlenie w rzeczywistości. Jednak historia ta sięga nie tylko ostatnich rządów Platformy Obywatelskiej, ale samego początku transformacji.
Reklama
Wraz z upadkiem ZSRR kraje Europy Wschodniej, w tym Polska, nabrały nadziei, że przyłączenie się do Jednolitego Rynku Europejskiego, NATO czy później Unii Europejskiej pozwoli im rozwinąć gospodarki i osiągnąć standardy życia, jakimi cieszą się mieszkańcy Zachodu. Niestety ta nadzieja okazała się płonna. Europa Wschodnia przypomina raczej ubogie, peryferyjne państwa kontynentu, takie jak Portugalia i Grecja. Podczas gdy wzrost gospodarczy w Polsce od 1989 r. był znaczny, to – jak obliczyła Fundacja Kaleckiego – udział płac w PKB między 1995 a 2014 r. spadł o ponad 10 pkt proc. przy jednoczesnym olbrzymim wzroście wydajności pracy. Co się stało i kto rzeczywiście zyskał na tym wytężonym wysiłku Polaków, skoro nie oni sami.