Zgwałcenia dokonane w środy między godz. 16 a godz. 23 nie będą podlegały karze. Zabójstwa ujdą płazem, o ile ktoś zmieści się w niedzielnym okienku między południem a "Familiadą". A telewidz śledzący "Koronę królów" będzie mógł robić, co chce - jego przepisy prawa karnego w ogóle nie będą dotyczyły. Wystarczająco się człowiek nacierpi, patrząc na superprodukcję TVP.

Reklama

To, jak się wydaje, najnowszy pomysł rządzących na stosowanie przepisów karnych występujących w polskim prawie. A zaczynają od nieformalnego zdepenalizowania przestępstw ujętych w art. 55a ustawy o IPN. Czyli w tym budzącym w ostatnich tygodniach największe kontrowersje. Dla jednych pozwalającym Polsce na walkę o historyczną sprawiedliwość, dla innych – ograniczającym wolność słowa.

Sejm uchwalił nowelizację ustawy o IPN z kontrowersyjnym przepisem karnym. Wcześniej m.in. MSZ ostrzegało, że to nie najlepszy pomysł. Miało rację, bo rozpętała się niesłychana awantura. Co więc zrobili miłościwie nam panujący politycy? Stwierdzili, że ustawę – bez żadnych poprawek – trzeba jak najszybciej przepchnąć przez Senat. Wtedy, jak uważał choćby marszałek izby refleksji Stanisław Karczewski, afera przygaśnie.

Cóż, powiedzieć, że nie przygasła, to jak nic nie powiedzieć. Kto w ostatnich tygodniach czytał gazety lub oglądał telewizję – ten wie. Prezydent Andrzej Duda postanowił skierować fragment ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, ale w tzw. następczym trybie. To oznacza, że lada dzień (na początku marca) przepisy wejdą w życie, a być może za jakiś czas sędziowie trybunału je wyrzucą do kosza. Decyzja głowy państwa więc emocji również nie ostudziła. Amerykańscy Żydzi (oczywiście niektórzy, nie wszyscy) kręcą jeden kłamliwy film za drugim, przekonując, że każdy, kto powie źle o Polsce, trafi do Wronek bądź Barczewa.

Marszałek Senatu Stanisław Karczewski postanowił więc ratować sytuację po raz kolejny. Poszedł do mediów i powiedział, że przepis karny ustawy o IPN, choć formalnie obowiązujący, to nie będzie stosowany.