Krótkie włosy, wąsy, śmiałe spojrzenie: Abhinandan, dowódca lotniczego skrzydła, ma szanse stać się twarzą tego konfliktu. Twarzą zakrwawioną i zasłoniętą opatrunkiem. Przesłuchanie zestrzelonego w środę indyjskiego pilota oglądało pół subkontynentu – i niemała grupa decydentów na świecie. A jego słowa: "Nie sądzę, żebym wam to powiedział", odpowiedź na pytania o szczegóły misji, najlepiej oddają charakter oficera.

Reklama

Pakistańczycy, którzy mieli w połowie tygodnia zestrzelić samolot Abhinandana, publikują w mediach film za filmem. Widzowie mogą obejrzeć scenę pojmania pilota, które niemalże zamieniło się w lincz, płonący wrak jego maszyny, żołnierzy przechadzających się po okolicy, w której roztrzaskał się samolot. "Dobra robota, Pakistańskie Siły Lotnicze. Cały naród jest z was dumny!" – tak brzmi jeden z tweetów ministerstwa informacji.

Resort opublikował też – ale szybko skasował – nagranie z przesłuchania pilota. Wreszcie Islamabad nabrał wody w usta. – Jeniec traktowany jest zgodnie z etyką wojskową – uciął generał major Asif Ghafoor, rzecznik pakistańskiej armii, pytania o los indyjskiego pilota (z ostatnich informacji wynika, że Abhinandan zostanie przekazany Indiom w piątek w "geście dobrej woli"). Jego zwierzchnicy zaprzeczają, by Indusi zestrzelili jedną z ich maszyn: dowodów na to, poza twierdzeniami władz w New Delhi, nie ma i nie będzie, bo myśliwiec miał spaść po pakistańskiej stronie granicy.

Ta granica płonie od przeszło 70 lat, ale od dobrych dwudziestu nie było tak gorąco. Indusi zdecydowali się na odwetowe naloty po tym, jak w piątek – dwa tygodnie wcześniej – zamachowiec z ugrupowania Dżaisz-i-Muhammed zaatakował konwój, którym jechali funkcjonariusze odbywający służbę w indyjskiej części stanu Kaszmir. Terrorysta zdetonował materiały wybuchowe, którymi miał wyładowane auto, zabijając 40 policjantów i raniąc kilkudziesięciu innych.