"Pierwszy cesarz", otwarta właśnie w Muzeum Brytyjskim w Londynie wystawa poświęcona chińskiemu cesarzowi Qin Shi Huangdiemu zarazem fascynuje i onieśmiela. Najpocześniejsze miejsce słusznie zajmuje w tej ekspozycji siedemnastu żołnierzy z terakoty, których udało się pożyczyć od wojska strzegącego wielkiego (i tylko częściowo odkopanego) grobowca cesarza w Xianyang. Gliniani rycerze zasłużenie są najbardziej znaną spuściznę po Qin Shi Huangdim.

Reklama

Figury terakotowych żołnierzy są większe, niż się spodziewałem - trochę więcej niż naturalnej wielkości - i fantastycznie wycyzelowane. Nie ma wśród nich dwóch identycznych postaci, a przecież wiemy, że rycerze z terakoty byli produkowani masowo. Jeden z eksponatów przedstawia zapewne pierwszą w historii linię produkcyjną - długi rząd wykwalifikowanych robotników montuje gliniane części składowe, tak jak pracownicy zakładów Henry’ego Forda dwa tysiące lat później montowali auta modelu T.

A co w tej wystawie onieśmiela? Nie poziom wykonawstwa, lecz stopień rozwoju organizacji ekonomicznej, na której opierała się produkcja w starożytnym imperium. Do licznych osiągnięć cesarza Qin Shi Huangdiego należało zunifikowanie systemu monetarnego na podległych mu terytoriach. Zdumiała mnie na przykład zamieszczona na wystawie informacja, że wprowadzona przez niego okrągła moneta z dziurką w środku pozostała standardowym chińskim środkiem płatniczym aż do XX wieku!

To jednak nie wszystko. To właśnie pierwszy chiński cesarz zbudował mur będący poprzednikiem Wielkiego Muru z epoki Ming, nie wspominając już o rozbudowanej sieci dróg i kanałów. Olbrzymi podziemny pałac w stołecznym Xianyang, w którym Qin zamierzał panować przez całą wieczność po swej śmierci, był ostatnim z jego licznych, zupełnie nieprawdopodobnych osiągnięć budowlanych.

Reklama

Ale nie powinniśmy oczywiście ulegać bezkrytycznej sinofilii. Po zjednoczeniu Państwa Środka w 221 roku p.n.e. cesarz Qin Shi Huangdi powiedział, że rządzi "całym światem", ale przecież również inni orientalni władcy mieli podobne aspiracje. W tym samym roku dowódca wojsk antycznej Kartaginy Hannibal zdobył Hiszpanię, na tronie egipskich faraonów zasiadł Ptolemeusz IV, a na Zachodzie miało zatriumfować Cesarstwo Rzymskie. W 117 r. n.e. cesarz Trajan władał obszarem ciągnącym się od Szkocji po Zatokę Perską.

Imperium Qin Shi Huangdiego nie przetrwało dziesięciu tysięcy lat, jak wymarzył sobie chiński cesarz. Co jakiś czas, na przykład (o ironio!) zaraz po jego śmierci, chińskie imperium rozpadało się na skutek obcego najazdu lub wojny domowej. Nie ma jednak wątpliwości, że to właśnie pierwszy cesarz położył solidne fundamenty pod państwo, które przez większość dziejów było najludniejsze na świecie.

I to jest chyba najważniejsze przesłanie wystawy w Londynie: inne imperia przychodzą i odchodzą, ale Chiny są wieczne. A spuścizna pierwszego chińskiego cesarza wciąż żyje i ma się naprawdę dobrze. Jak wiadomo, dzisiaj Chiny masowo produkują nie rycerzy z terakoty, tylko plastikowe lalki, a bogactwo Chińskiej Republiki Ludowej nie jest już zabezpieczane w okrągłych monetach z dziurkami.

Reklama

W raporcie opublikowanym w ubiegłym tygodniu przez "Institutional Investor" można przeczytać, że łączny kapitał finansowy zarządzany przez podmioty azjatyckie osiągnął w zeszłym roku rekordowy poziom 9,2 biliona dolarów, przy czym najszybciej rósł właśnie w Chinach. W tym roku Państwo Środka prawdopodobnie prześcignie Stany Zjednoczone pod względem wielkości eksportu, a już za dwadzieścia lat również w dziedzinie produkcji.

Jednym słowem nowoczesne chińskie imperium ze stolicą w Pekinie na naszych oczach wyrasta właśnie na najpotężniejsze w dziejach świata. I w przeciwieństwie do poprzednich imperiów chińskich ma również aspiracje zagraniczne, na przykład na kontynencie afrykańskim.

Ale w tym nowym chińskim imperializmie niepokoi - i to mocno - jego nieliberalny charakter. Na swoim własnym podwórku chińskie władze wbijają liczącej ponad grubo miliard ludności do głów, że jedność i porządek są o wiele ważniejsze niż wolność, a za granicą bez żadnych skrupułów robią interesy z dyktatorskimi reżimami. Dwie trzecie sudańskiego wydobycia ropy idzie przecież właśnie do Chin. Ostatnio słyszałem nawet pogłoski o otwieraniu licznych chińskich restauracji w prowincji Darfur.

I to również jest spuścizna pierwszego cesarza Qin Shi Huangdiego. Pierwszy cesarz był tyranem, który siłą zwalczał konfucjanizm i feudalizm, ponieważ mandaryni i panowie feudalni samym swoim istnieniem podważali jego monopol na władzę. Qin wydawał rozkazy palenia książek, wszystkie prawa narzucał w drodze dyktatu i wydawał setki wyroków śmierci na swoich podwładnych.

W dzisiejszym imperium chińskim tradycyjnie ograniczana jest nie tylko wolność słowa, ale również podstawowe prawo ekonomiczne: prawo do prywatnej własności. To bardzo ważne, ponieważ bez precyzyjnego i rozbudowanego systemu określającego prawa własności jest prawie niemożliwe, aby jednostki i społeczności mogły stawić opór systematycznemu niszczeniu środowiska naturalnego, co jest bezpośrednią konsekwencją sterowanego przez państwo agresywnego uprzemysłowienia.

A na razie nic nie jest w stanie powstrzymać lokalnych partyjnych kacyków oraz ich kolesiów przed odbieraniem rolnikom ich ziemi i przeznaczaniem jej pod budowę fabryki, dróg czy nowych ekskluzywnych osiedli mieszkalnych powstających jak grzyby po deszczu wokół chińskich metropolii. I nikt na razie nie potrafi powstrzymać tych zachłannych partyjnych kacyków przed traktowaniem obszarów wokół tych fabryk jako naturalnych wysypisk śmieci.

W kategoriach konwencjonalnie mierzonego wzrostu gospodarczego można bez wątpienia mówić o chińskim cudzie ekonomicznym. Pod względem zanieczyszczenia środowiska naturalnego sytuacja jest jednak tak katastrofalna, że w najnowszym wydaniu poczytnego amerykańskiego dwumiesięcznika "Foreign Affairs" czytamy wręcz o "wielkim skoku do tyłu", by strawestować słynne hasło chińskich władz z przełomu lat 50. i 60. ubiegłego wieku.

Tamtejsze elektrownie węglowe emitują potężne ilości dwutlenku siarki i pierwiastków stałych nieulegających rozkładowi. Na skutek kwaśnych deszczów i pustynnienia gleby stale powiększa się obszar pustyni Gobi. Potężne burze piaskowe i wiszące nad chińskimi miastami brunatne chmury smogu stają się codziennością Chińczyków, podobnie zresztą jak choroby nowotworowe związane z zanieczyszczeniem środowiska.

Ale nie jest to, niestety, wyłącznie problem Chin. Państwo Środka przoduje dzisiaj w świecie w dziedzinie emisji dwutlenku węgla oraz nielegalnego importu drewna. Ryby pływające w Pacyfiku łykają, a mieszkańcy kalifornijskiego Los Angeles codziennie wdychają chińskie toksyny. Symptomatyczne dla postępującej katastrofy ekologicznej w Chinach są niedawne skandale ze szkodliwymi substancjami w produkowanej tam suchej karmie dla zwierząt i paście do zębów, a ostatnio również w plastikowych lalkach.

Imperium chińskie spektakularnie zaczęło od produkcji rycerzy z terakoty, ale nie ma żadnego przypadku w tym, że teraz wytwarza inne figurki. Chodzi o lalki Barbie - pociągnięte lakierem zawierającym trujący ołów.