Ta forma głosowania może wydawać się wygodna i nowoczesna. Zazwyczaj zwolennicy tych koncepcji nie wdają się jednak w szczegóły, sądząc, że kilka ogólników wystarczy. Ostatecznie takie pomysły szczęśliwie i tak umierają śmiercią naturalną. Wystarczy przypomnieć historię z 2008 r., gdy ówczesny szef MSWiA wysunął taki pomysł, mówiąc, że "głosowanie elektroniczne nie stwarza żadnych zagrożeń".
Pomysł wrócił w 2011 r. z terminem realizacji 2014 r., a ostatnio propozycje te wysunięto ponownie, gdy ta sama partia wyeksponowała go w ramach programu wyborczego. Tymczasem w ciągu ostatnich 10 lat odbiór społeczny głosowania elektronicznego uległ znacznym zmianom, kojarząc się jednoznacznie z zagrożeniami, a nawet bezpośrednim ryzykiem ingerencji z zewnątrz. Dlaczego sceptycyzm wobec tej formy głosowania wszędzie rośnie?
Pod względem technologicznym głosowanie elektroniczne jest jednym z najtrudniejszych do rozwiązania wyzwań m.in. ze względu na cyberbezpieczeństwo. W tak bardzo złożonych systemach istnieje potrzeba pogodzenia wielu czasem sprzecznych wymogów. Głosowanie musi być w 100 proc. niezawodne i bezpieczne, a jednocześnie zapewniać brak możliwości oddania kilku głosów przez jedną osobę, tajność, integralność, by raz oddany głos nie mógł zostać zmodyfikowany.
Rozwiązanie tych problemów technicznych to duże wyzwanie zarówno w teorii, jak i w praktyce. Nie ma żadnych magicznych rozwiązań na skróty. Takich systemów nie kupi się jako gotowych do użycia. Trzeba je zaprojektować, zbudować i wdrożyć, zapewniając też gwarancję poziomu cyberbezpieczeństwa i prywatności. W warunkach politycznych do tak kosztownego projektu trzeba przekonać społeczeństwo, by nie było wątpliwości, że idzie o jakość. Szczęśliwie dla Polski z wielu krajów płyną pouczające wnioski.
W Szwajcarii decyzję o budowie elektronicznego systemu głosowania podjęto prawie 20 lat temu i stopniowo budowano złożony system. Prace te cechowała niezwykła otwartość. Dokumenty projektowe i kod źródłowy są publicznie dostępne, to zresztą wymóg prawny szwajcarskiej Rady Federalnej i kantonu Genewy, gdzie te prace formalnie prowadzono. System do dziś nie trafił do powszechnego użytku, ale takie długofalowe podejście świadczy o niezwykłej odpowiedzialności za kluczowy element demokracji. Trudno sobie wyobrazić pospieszną budowę tak ważnego systemu. Dziś rozważa się, by to szwajcarska poczta opracowała i wdrożyła system elektronicznego głosowania przy pomocy rozwiązania oferowanego przez zewnętrzną firmę. Plan wstrzymano, bo w systemie zidentyfikowano poważne problemy bezpieczeństwa.
O zidentyfikowanych problemach cyberbezpieczeństwa systemu wyborczego mówiono też w przypadku Estonii wymienianej jako wzór w dziedzinie cyfryzacji. Możliwość wywarcia wpływu na sytuację wewnętrzną dużego kraju może być widziana jako dobra inwestycja. Przekonano się o tym w USA, gdzie problemy z ingerencją z zewnątrz w wyborach z 2016 r. są powszechnie znane i wciąż zatruwają debatę publiczną. Choć nawet tam rzadziej mówi się o tym, że miała miejsce nie tylko dezinformacja, ale i próby infiltracji elementów systemu wyborczego. W społeczeństwie wzbudzono poważne obawy.
Amerykańscy eksperci, m.in. uznani na świecie profesorowie informatyki, wśród nich i ci od lat pracujący nad fundamentalnymi problemami głosowania elektronicznego, kierując się odpowiedzialnością za kraj, wezwali wprost, by przez internet nie głosować. Ten radykalny krok całkowicie rozumiem. Pewną świadomość zagrożeń ma też wielu Polaków, bo według badania Eurobarometru z ubiegłego roku 57 proc. Polaków boi się manipulacji wyborczych za pomocą cyberataków, a 66 proc. obawia się oszustw i cyberataków w przypadku stosowania głosowania elektronicznego.
W 2019 r. uznanie ryzyka cyberataków na systemy głosowania jest rozsądną decyzją. Rosną zagrożenia cyberbezpieczeństwa płynące także od hipotetycznych służb wywiadów elektronicznych (wojskowych czy też nie) państw ościennych. W tym kontekście często wymienia się Rosję, ale zdolności do ofensywnych cyberataków posiada dziś wiele państw, a szereg kolejnych jest w trakcie budowy. W najgorszym przypadku głosowanie przez internet mogłoby więc odbywać się na polu bitwy, jakim może stać się internet, choć formalnie w warunkach pokoju.
Poza długofalowym i precyzyjnym projektem oraz wieloletnią fazą testów trzeba też w sposób zrozumiały wyjaśnić społeczeństwu sposób działania ostatecznie opracowanego rozwiązania. Dziś system w swej istocie opierający się na kartce papieru każdemu łatwo zrozumieć – społeczeństwo polskie zna go od lat. Z wytłumaczeniem architektury opartej o zaawansowane metody matematyczne może być trudniej. Zaufanie jest tu przecież kluczowe, bo nie można pozwolić, by powstały wątpliwości lub podejrzenia, zwłaszcza w warunkach dzisiejszej polaryzacji politycznej. Wybory nie są igraszką. To najdelikatniejszy element tkanki systemu demokratycznego.