Z tym większym zainteresowaniem przyjąłem publikację nowego tekstu ekonomisty Masayukiego Morikawy z tokijskiego think tanku RIETI. Japończyk przypomniał w nim, jak nietrafne bywają często prognozy dotyczące wzrostu gospodarczego. Choć słowo "bywają” lepiej traktować jako eufemizm. Morikawa pokazuje, że one po prostu „są” nietrafne.
Ekonomista bazował na imponującym zestawie danych. Gromadził je przez ponad dekadę (od 2006 r.) w ramach długoterminowego projektu realizowanego za pośrednictwem ministerstwa finansów. Pytania wysyłano regularnie do ponad 600 profesjonalistów śledzących tendencje makroekonomiczne japońskiej gospodarki. Ich odpowiedzi na temat przyszłego wzrostu gospodarczego Morikawa porównywał potem z jego rzeczywistą dynamiką. Nie uwzględnił tylko w wieloletnim porównaniu recesyjnych lat 2008–2009, gdy japońska gospodarka (jak wszystkie inne rozwiniętego Zachodu) wpadła w tarapaty (minus 1,1 w 2008 r. i minus 5,4 w 2009 r.). Zrobił tak, aby sprawdzić, czy w tzw. normalnych czasach przewidywania analityków zgadzają się z faktami.
Oczywiście nie jest tak, że odpowiedzi rażąco rozjeżdżały się z rzeczywistością gospodarczą. Dało się jednak zauważyć wyraźny trend. Ekonomiści, co do zasady, w swych przewidywaniach przestrzeliwali. A przestrzelenie szło za zwyczaj "do góry”. I nie było wcale takie małe. Średnio sięgało od 0,5 do 1,4 pkt. proc. Ta pierwsza wartość dotyczy wzrostu gospodarczego w ujęciu realnym, druga zaś w nominalnym. W ten sposób dochodzimy do kolejnej ciekawostki. Według Morikawy istniała wyraźna różnica pomiędzy wskazaniami ekonomistów pracujących dla instytucji rządowych oraz analityków, którzy swoje raporty przygotowywali dla ośrodków komercyjnych. Którzy mylili się bardziej? Bardziej mylili się ekonomiści rządowi. Ich prognozy były generalnie jeszcze bardziej optymistyczne niż (i tak przeszacowane do góry) średnie całego rynku. I tak w latach 2005–2015 (po wyjęciu kryzysowych lat 2008 i 2009) średnia wzrostu japońskiej gospodarki wyniosła 1,3 proc. Rządowi analitycy mieli zaś średnią przewidywań 2,2 proc., czyli aż 0,9 pkt proc. więcej.
Reklama